Koszykarze Wikany-Startu Lublin i WKK Wrocław zafundowali kibicom w półfinale play-off wspaniały serial. Dzisiaj o godz. 18 piąte decydujące starcie
- To był jeden z naszych najgorszych występów w tym sezonie - mówił wówczas Wojciech Szawarski. Dzień później obie ekipy sprawiały jednak wrażenie, jakby zamieniły się koszulkami.
Tym razem to WKK prezentowało się fatalnie, a podopieczni Dominika Derwisza grali jak natchnieni i wygrali 88:60. Dzięki temu zwycięstwu wyrównali stan rywalizacji na 2:2. Czym tłumaczyć tę metamorfozę?
- Kluczem jest nastawienie mentalne. W sobotę byliśmy bardzo zestresowani, co skutkowało fatalnym początkiem. Później goniliśmy wynik, ale WKK okazał się zdecydowanie lepszy. W szatni po tym meczu powiedziałem chłopakom, żeby wzięli swoje partnerki na dobrą kolację i zapomnieli o wszystkim - wyjaśnia Dominik Derwisz.
W niedzielnym spotkaniu lublinianie radzili sobie bez Kamila Michalskiego, któremu w sobotę odnowiła się kontuzja nosa. Rozgrywający Wikany-Startu opuszczając parkiet mocno krwawił. Nos można został szybko nastawiony.
- Kamil stracił dużo krwi, ale szczęście w nieszczęściu, dzięki temu uniknął opuchlizny. Jedzie więc z nami do Wrocławia i wybiegnie na parkiet. Nie wiem czy zdecyduje się na grę w masce ochronnej. Wiem, że ona nieco ogranicza pole widzenia - dodaje Derwisz.
Bez względu na wynik dzisiejszego meczu, Wikana-Start kolejne spotkanie zagra już w sobotę. Jeżeli lublinianie wygrają, to w finale zmierzą się z Polfarmexem Kutno. Jeżeli przegrają, to będą walczyć o trzecie miejsce z MOSiR Krosno.
- Osoba układająca terminarz wykazała się kompletnym brakiem wyobraźni. W ten weekend rozegraliśmy dwa ciężkie mecze. We wtorek udaliśmy się w długą podróż do Wrocławia. Z Dolnego Śląska wrócimy w czwartek, a już w piątek jedziemy do Kutna lub Krosna - skarży się Derwisz.