• Z wielką przyjemnością oglądałem polskich olimpijczyków, którzy z taką zawziętością walczyli o jak najlepszy wynik. Jak pan ocenia wasz start w Pjongczangu? 13 miejsce to wartościowy rezultat?
- Nawet bardzo, bo to najlepszy wynik osiągnięty przez polską załogę w Igrzyskach Olimpijskich. Proszę pamiętać, że do Korei Południowej zakwalifikowaliśmy się w ostatniej chwili. Przed startem zakładaliśmy sobie, że wielkim sukcesem będzie ukończenie rywalizacji w czołowej dwudziestce. Już po pierwszych treningach widzieliśmy jednak, że stać nas nawet na 18 miejsce. 13 miejsce?
Tego nikt z nas się nie spodziewał. Dla nas to jest jak medal olimpijski. Pamiętajmy w jakich warunkach przygotowywaliśmy się do tych zawodów. Nie mamy własnego toru, finansowanie tego sportu jest na niskim poziomie, a w przyzwoity sprzęt otrzymaliśmy dopiero kilka tygodni przed rozpoczęciem Igrzysk. Dlatego proszę się nie dziwić, że na mecie mieliśmy łzy w oczach.
• W Pjongczang mieliście też masę szczęścia. Wylosowaliście numer na samym początku stawki, dzięki czemu jechaliście po idealnym torze...
- Wiadomo, że Koreańczycy chłodzili tor pod swoją załogę. Organizatorzy prawie zawsze tak postępują. Paradoksalnie, pomogły nam słabe wyniki osiągane przez ostatnie 3 lata. To pozwoliło nam losować numer startowy albo na początku, albo na końcu stawki. Udało się nam pojechać z niskim numerem startowym, dzięki czemu mogliśmy wykorzystać idealny tor. Gdybyśmy jechali jako jedni z ostatnich, to wynik mógłby być znacznie gorszy.