Górnik Łęczna na równi pochyłej. Zielono-czarni zmierzają z powrotem ku pierwszej lidze.
1,13 to średnia punktów, wywalczonych przez piłkarzy Górnika Łęczna pod wodzą Jurija Szatałowa w sezonie zasadniczym T-Mobile Ekstraklasy. Gorszym bilansem może „pochwalić się” jedynie kilku szkoleniowców.
Tak słaby rezultat to w głównej mierze wynik kiepskiej postawy zespołu w rundzie wiosennej. Łęcznianie w tym roku wywalczyli zaledwie dziesięć punktów, będąc obok Bełchatowa zdecydowanie najsłabszym zespołem. Beznadziejnie wygląda szczególnie bilans siedmiu ostatnich spotkań, w których wywalczyli tylko trzy „oczka”.
Szatałow zdaje sobie sprawę z kryzysu, w jakim znalazł się jego zespół. Po ostatnim meczu, przegranym z Piastem Gliwice sam na konferencji prasowej zapewnił, że bierze pełną odpowiedzialność za wyniki zespołu. Trudno, żeby było inaczej, skoro dzisiejszy Górnik to w pełni autorski projekt rosyjskiego trenera, który pracuje w Łęcznej już ponad półtora roku. Przepracował z zespołem trzy okresy przygotowawcze, zimą zabrał podopiecznych na dwa obozy przygotowawcze, w tym jeden zagraniczny i to do niego należało ostateczne słowo w sprawie transferów. Te były zupełnie nietrafione. Z piątki Josue, Evaldas Razulis, Filipp Rudik, Piotr Okuniewicz i Wołodymyr Tanczyk przebłyski umiejętności miał jedynie Białorusin, który potrzebował jednak dość długo czasu, żeby nadrobić braki kondycyjne. Okuniewicz nie dostał jeszcze żadnej szansy, a trzej pozostali okazali się zupełnie bezproduktywni.
Największy problem Górnika to brak pomysłu na wyjście z kłopotów. Szatałow szuka nowych rozwiązań taktycznych i personalnych, ale żadne z nich nie przyniosło dotychczas rezultatu. O ile w defensywie łęcznianie wyglądają jeszcze dość solidnie (12 straconych bramek to dziewiąty wynik wiosny), o tyle w ataku jest totalna klapa. W tym roku strzelili zaledwie siedem goli, zdecydowanie najmniej spośród wszystkich ligowców. Trudno zrzucać odpowiedzialność na słabszą formę Fedora Cernycha, który z powodu kontuzji stracił cały okres przygotowawczy. W Łęcznej wiedziano przecież o tym jeszcze przed zakończeniem rundy jesiennej, było więc odpowiednio wiele czasu, żeby znaleźć następcę dla Litwina. Jeden wartościowy zawodnik wniósłby do gry zespołu znacznie więcej niż czterech słabych, którzy zajęli niepotrzebnie miejsca na liście płac i wpłynęli na problemy finansowe klubu.
Szatałow cieszy się zaufaniem zarządu i wszystko wskazuje na to, że nie zostanie zwolniony. Ma więc jeszcze blisko tydzień, żeby wymyślić coś ekstra przed najbliższym spotkaniem, w którym Górnik zmierzy się na wyjeździe z Piastem Gliwice. Kolejna porażka jeszcze bardziej pogorszy atmosferę wokół klubu i prawdopodobnie zepchnie zielono-czarnych do strefy spadkowej.