ROZMOWA z Łukaszem Tymińskim, pomocnikiem Górnika
- Po pierwszej części sezonu znajdujecie się w strefie spadkowej. Zupełnie nie tak to miało wyglądać...
– Nie mam pojęcia, jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy. Sami jesteśmy przygnębieni tą sytuacją. Nie wiem, co trzeba zrobić, bo te wszystkie nasze rozmowy, krzyki czy konstruktywne uwagi nie przynoszą efektu. Ciężko znaleźć na to wszystko receptę. Uważam, że w głównej mierze to siedzi w naszych głowach, bo zwycięstwa napędzają, a porażki zostają w głowie. Trudno się z tego podnieść.
- Po takim meczu, jak ten z GKS Katowice chyba będzie jeszcze ciężej...
– Pamiętam mecz w Chorzowie, który wygraliśmy właśnie w takich okolicznościach. Pamiętam, jak wtedy się czuł zespół i widzę, jak drużyna czuje się teraz. Poznaliśmy ten smak. Niedzielną porażkę mogę skwitować jako frajerstwo, innych słów na to nie znajduję. Niechętnie idzie się do wywiadu po takim meczu, bo łatwiej jest zbierać pochwały, a na pytania o porażkę trzeba jakoś odpowiedzieć. Wiadomo, jakie zdanie na ten temat mogą mieć kibice. Ale zawodnikom ciężko jest to w jakiś sposób wytłumaczyć i powiedzieć coś rozsądnego.
- Do 80 minuty kontrolowaliście ten mecz, mieliście sytuacje na dobicie rywala. Gdyby w jednej z tych okazji padł gol, rozmawialibyśmy w zupełnie innym nastroju....
– To, że przeciwnicy grali w dziesiątkę, nie oznaczało, że nie mieli prawa strzelić gola na 1:1. Największym naszym frajerstwem było to, że mieliśmy rzut rożny i z tego straciliśmy bramkę na 1:2. Z boiska widziałem, że to był dla nas gwóźdź do trumny. Już chyba nikt nie wierzył, że z tego 1:2 dla rywali możemy wyciągnąć korzystny wynik.
- W szatni była złość po tym meczu?
– Były spuszczone głowy. Trzeba jedną rzecz powiedzieć: nikt nam nie pomoże, jeśli nie pomożemy sobie sami. Musimy się wziąć w garść i podnieść się z dna.
- W tym roku do rozegrania zostały jeszcze dwa spotkania. Przed wami starcie u siebie z Odrą Opole...
– Uważam, że na ten mecz trzeba się będzie sprężyć, bo sytuacja jest nieciekawa. Te dwie ostatnie kolejki to dla nas szansa, by po zakończeniu piłkarskiej jesieni wyjechać stąd na święta będąc ponad strefą spadkową.
- Trener Kafarski powiedział, że w ciągu minionego tygodnia wszyscy w klubie dawali wam wsparcie. Czym to się objawiało?
– Nikt nas nie klepał po plecach. Mieliśmy po prostu rozmowę z prezesem i on wyraził swoje zdanie. Nie chcę mówić, co dokładnie powiedział, ale okazał nam wsparcie. To nie było więc tak, że nikt w nas nie wierzył.
- Ciężko chyba jest też znaleźć się po spadku z Lotto Ekstraklasy w strefie spadkowej Nice I ligi po rundzie jesiennej…
– Jakbym miał ułożyć gorszy scenariusz, to chyba bym go nie ułożył.