W poniedziałek na ostatecznych rozmowach z działaczami Motoru zjawił się Kamil Stachyra. „Kapi” nie doszedł do poro-zumienia z prezesem Leszkiem Bartnickim i odchodzi z zespołu trenera Marcina Sasala.
– Podziękowałem prezesowi, spotkam się jeszcze z trenerem i zrobię to samo – mówi Kamil Stachyra. – Dzięki też dla wszystkich, których spotkałem w Motorze. Przede wszystkim dla kibiców, zawsze mogliśmy liczyć na ich doping. Oczywiście, jest żal, że kończy się moja przygoda z tym klubem, ale nie mam do nikogo pretensji, nie dogadaliśmy, jeżeli chodzi o warunki nowej umowy. Życzę jednak chłopakom awansu, bo Lublin zasługuje na to, żeby grać przynajmniej w I lidze – dodaje zawodnik.
W sumie Stachyra spędził w drużynie z Lublina niemal 10 lat. Debiutował w 2003 roku. Później był w Górniku Łęczna, gdzie zagrał nawet dziewięć razy w ekstraklasie i zdobył jednego gola. Zakładał też koszulkę Widzewa Łódź, czy Floty Świnoujście. W sumie trzy razy wracał do ekipy żółto-biało-niebieskich, czy możliwy jest jeszcze jeden powrót? – Nie wykluczam takiej możliwości. Nie żegnam się, tylko raczej mówię do zobaczenia. Trudno powiedzieć, w jakiej roli. Może jeszcze jako zawodnik, może jako trener? Mam licencję UEFA B. Zobaczymy, nigdy nie mów nigdy. Na pewno będę kibicem Motoru – przekonuje popularny „Kapi”.
Nieoficjalnie mówiło się, że 30-latek ma ofertę gry w Stali Rzeszów. Gdyby wylądował w zespole Bohdana Bławackiego, to doszłoby do ciekawej sytuacji, bo już trzech byłych graczy żółto-biało-niebieskich walczyłoby z tym klubem o awans. Od lat w Stali występuje przecież Piotr Prędota, a w lecie Tarnobrzeg na Rzeszów zamienił Daniel Koczon. – Szczerze mówiąc nie wiem jeszcze, gdzie będę grał w nowym sezonie i czy w ogóle będę grał. Rozważam i taką opcję, żeby zająć się czymś zupełnie innym. Jeszcze się zastanawiam i zobaczymy, co z tego wszystkiego wyjdzie – wyjaśnia Stachyra.