Za nami bardzo emocjonujący sezon, z którego najbardziej zadowoleni są w Kocku. Na starcie właśnie zakończonego sezonu grono faworytów rozgrywek było bardzo szerokie. W kuluarach najczęściej wymieniano Stal Poniatową, POM Iskrę Piotrowice, KS Dąbrowica i Polesie Kock. Dość szybko jednak okazało się, że najsilniejszy z tego grona jest zespół Artura Dadasiewicza, który nie dał najmniejszych szans konkurencji.
Piłkarze z Kocka jedyne problemy mieli na początku rozgrywek, kiedy przegrali z Unią Wilkołaz i Perłą Borzechów. – W Borzechowie zagraliśmy najsłabszy mecz w sezonie. Przegraliśmy wówczas 1:4. Trzeba jednak przyznać, że gospodarze zagrali bardzo dobry mecz, a do tego sprzyjało im specyficzne boisko – wspomina Leon Filipek, kierownik Polesia. Później przyszła jeszcze porażka z Granitem Bychawa w ósmej kolejce, która zepchnęła zespół z Kocka na szóste miejsce w ligowej tabeli.
Jak się jednak później okazało, była to ostatnia przegrana drużyny Artura Dadasiewicza. Od tej pory jego podopieczni tylko wygrywali lub remisowali. Szczególnie dobrze szło im na własnym obiekcie, gdzie wszystkie mecze rozstrzygnęli na swoją korzyść. – Nasze boisko jest szerokie i równe. To pozwalało nam rozciągać grę i dogrywać dokładne piłki do Grzegorza Górala. Rywale kompletnie nie mogli sobie z tym poradzić – tłumaczy Filipek.
Najważniejszym momentem tego sezonu było spotkanie 25 kolejki, kiedy Polesie podejmowało wicelidera, Wisłę Annopol. Przed tym meczem obie ekipy dzieliło zaledwie pięć punktów. Boisko nie pozostawiło jednak żadnych wątpliwości Polesie wygrało 5:1 i odskoczyło Wiśle na osiem „oczek”. Zespół Piotra Choraba kompletnie stracił motywację i zaczął hurtowo gubić punkty. Ostatecznie Wiśle udało się zachować drugą lokatę, ale strata do Polesia urosła do trzynastu punktów.
– Nasz awans jest wynikiem wieloletniej pracy Artura Dadasiewicza, który znakomicie poukładał drużynę. Warto również wspomnieć o Jacku Skwarze, opiekunie grup młodzieżowych. Nasi juniorzy byli realnym wzmocnieniem składu wystarczy wymienić tu chociażby Arkadiusza Adamczuka, Damiana Majchera czy Damiana Kruczka. Mimo dobrej gry, przed nadchodzącym sezonem jestem pesymistą. Weszliśmy do czwartej ligi w najgorszym momencie. Reorganizacja rozgrywek sprawi, że spadnie wiele drużyn. O utrzymanie będzie nam bardzo ciężko – mówi Filipek.
Innym wygranym tego sezonu jest Unia Wilkołaz. Podopieczni Kamila Miazgi mieli spędzić ten sezon w A klasie. Wycofanie się z rozgrywek Sławinu Lublin sprawiło jednak, że Unia została przywrócona do grona drużyn lubelskiej klasy okręgowej. – Dowiedzieliśmy się o tym na kilka dni przed startem ligi. Ten zespół był budowany na A klasę, dlatego piąte miejsce odbieramy w charakterze ogromnego sukcesu. Dziękuję zawodnikom i zarządowi za stworzenie mi doskonałych warunków do pracy. Naszą siłą był właśnie profesjonalizm każdego członka klubu – mówi Kamil Miazga.
Na koniec warto wspomnieć o Piaskovii Piaski, która w przyszłym sezonie może zawojować lubelską klasę okręgową. Zespół Sławomira Pasierbika jesienią rozczarowywał i zimę spędził na siódmej pozycji. W przerwie między rundami w Piaskach pojawili się jednak Marcin Popławski, Damian Farotimi oraz Tomasz Wnuk i Piaskovia zaczęła grać jak z nut. Wiosną zdobyła 36 punktów i na finiszu rozgrywek zajęła trzecie miejsce.
– Spełniliśmy przedsezonowe założenia. Wszyscy zawodnicy zadeklarowali chęć pozostania w drużynie. Zamierzamy również przeprowadzić dwa lub trzy transfery i myślimy o wywalczeniu awansu w przyszłym sezonie. „Okręgówka” będzie bardzo silna, ale mam nadzieję, że uda nam się zrealizować plany – zapowiada Sławomir Pasierbik.