Unia Wilkołaz zaliczyła fatalne wejście w sezon i po ośmiu kolejkach zajmuje przedostatnie miejsce w lidze
Nie tak miał wyglądać powrót do „okręgówki” Unii Wilkołaz. Ekipa z podkraśnickiej miejscowości spadła z ligi w sezonie 2016/2017. Dla wszystkich w Wilkołazie to był wówczas ciężki szok, bo Unia przez pięć lat grała w lidze i zawsze była dumą wszystkich mieszkańców. Banicja w A klasie trwała tylko rok – ekipa Marka Galińskiego wygrała rozgrywki pierwszej grupy i wydawało się, że wraca do „okręgówki” silniejsza.
Unia na razie nie radzi sobie z większymi wymaganiami i ma na koncie jedynie sześć punktów. Wywalczyła je na boiskach rywali – w Lublinie oraz Opolu Lubelskim.
– Naszym największym problemem są rotacje w składzie. Z powodu kontuzji i wypadków losowych nie zagraliśmy dwóch spotkań w tym samym zestawieniu. Zawiodłem się również na młodzieżowcach. W tej lidze musi być ich dwóch na boisku. I są, ale co z tego? W ostatnim spotkaniu z Piaskovią było ich nawet trzech (Unia przegrała 0:1 – red.), ale żaden z nich w tygodniu poprzedzającym mecz nie odbył ani jednego treningu. Przepis o młodzieżowcach jest śmieszny, bo oni dostają miejsce za darmo. Oni wiedzą o tym i w wielu wypadkach to wykorzystują odpuszczając sobie treningi. Myślę, że to jest szerszy problem. Współczesna młodzież ma inne zainteresowania, niż piłka nożna. Trzeba chodzić i prosić ich, aby pojawili się na meczu. A to nie o to przecież chodzi – grzmi Marek Galiński, trener Unii.
Czkawką odbija się zapewne też przespane letnie okno transferowe. Klub poczynił pewne ruchy, ale żaden z nowych zawodników nie stał się wiodącą postacią drużyny. – Chcieliśmy dać szansę przede wszystkim zawodnikom, którzy wywalczyli awans. To miała być dla nich nagroda. Wierzę, że oni się jeszcze podniosą – mówi szkoleniowiec.
Zastanawiająca jest również niemoc Unii na własnym boisku. Mecze w Wilkołazie cieszą się olbrzymim zainteresowaniem, ale miejscowi piłkarze na razie tylko zawodzą swoich fanów. U siebie nie zdobyli nawet punktu, a zdarzyła im się nawet bardzo wysoka porażka – w szóstej kolejce ulegli Granitowi Bychawa aż 0:7. – Nie wiem, o co chodzi z naszym stadionem. Małe boisko powinno być naszym sprzymierzeńcem. Ciężko korzystać jednak z tego atutu, jeżeli traci się tak łatwo bramki – mówi szkoleniowiec.
Pewną szansą na wyjście z kryzysu dla Unii może być najbliższa kolejka. Podopieczni Marka Galińskiego zagrają w niej z Sokołem Konopnica, inną drużyną spisującą się na razie poniżej oczekiwań.