W piątek o godzinie 20.15 Azoty Puławy rozegrają ostatni mecz sezonu 2016/2017. Stawką będzie brązowy medal mistrzostw Polski. Spotkanie pokaże Canal + Sport
Do końcowego triumfu, już po raz trzeci puławianom dużo jeszcze brakuje. Pierwszy, wtorkowy mecz obu zespołów, rozegrany w Kwidzynie o mało co zakończyłby się kompromitacją. Dość powiedzieć, że przez 13 minut drugiej odsłony Azoty zdołały rzucić tylko dwie bramki, tracąc sześć (było już 20:12 dla MMTS). I właśnie skuteczność w ataku była największym problemem zespołu trenera Marcina Kurowskiego.
Widać, że ostatnio puławianom nie idzie najlepiej. Wygląda na to, że zespół wpadł w dołek, z którego nie może wyjść. Mimo obniżki formy szkoleniowiec Azotów nadal widzi szansę na zdobycie brązowego medalu. W rewanżu muszą wygrać różnicą większą niż sześć bramek. Jak to zrobić? – Przed nami będzie gra nerwów – twierdzi opiekun zespołu. – Nie możemy poddać się po kilku nieudanych próbach zdobycia goli. Musimy konsekwentnie grać swoją piłkę. W pierwszym spotkaniu w Kwidzynie zabrakło nam rozsądku i opanowania. Trzeba to zmienić.
Puławianie mogą wziąć wzór z Benfiki Lizbona. Kibice doskonale pamiętają ten zespół, który w listopadzie ubiegłego roku też zmuszony został do odrobienia pięciu bramek straty. Było to po pierwszym spotkaniu trzeciej rundy Pucharu EHF z Azotami, wygranym przez drużynę z Puław 34:29. W rewanżu w Portugalii lepsza okazała się Benfika (24:18) i to ona awansowała do fazy grupowej tych rozgrywek.
Jeśli piątkowe spotkanie zakończy się wygraną Azotów różnicą sześciu bramek konieczne będą rzuty karne. W przypadku zwycięstwa większych rozmiarów (różnica od siedmiu wzwyż) brązowe medale zawistną na szyjach puławian. Każdy inny scenariusz da trzecie miejsce w Polsce drużynie MMTS Kwidzyn.
– Żeby uniknąć rzutów karnych trzeba wygrać wyżej. Wszystko jest teraz przede wszystkim w naszych głowach. Jesteśmy jednak w stanie odrobić straty przy świetnym dopingu naszej publiczności. Wierzymy, że się uda i że znowu sięgniemy po trzecie miejsce – zapewnia trener Kurowski.