Bardzo dobry sezon zwieńczony ogromnym sukcesem – tak w dużym skrócie można podsumować wysiłki Speed Car Motoru Lublin w dotarciu na szczyt. „Koziołki” musiały jednak czasem zrobić krok w tył, żeby później ruszyć znowu do przodu
Awans do PGE Ekstraligi jest prestiżowy dla samej drużyny i jej historii, ale również dla miasta. Żółto-biało-niebiescy są kolejnym zespołem, który będzie występował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Czy klubowi uda się nawiązać do największego sukcesu w historii lokalnego żużla, czyli do srebrnego medalu Mistrzostw Polski z 1991 roku? To wie tylko on sam.
Cztery lata po tamtym sukcesie zespół musiał pożegnać się z I ligą i przez następne 23 lata nie powrócił do elity. Najbliżej tego osiągnięcia był w 2004 roku, kiedy to o awansie do – już wtedy – Ekstraligi decydowały baraże z ZKŻ Zielona Góra. Historia lubi zataczać koła, bo zespół z województwa lubuskiego musi bronić się przed spadkiem także i w tym roku. Wtedy jednak ta sztuka im się udała – zielonogórzanie przegrali w Lublinie 38:52, ale u siebie wygrali 59:31. Tamtą rywalizację pamiętają trener Dariusz Śledź i kapitan Daniel Jeleniewski.
Na początku lat 90. klub miał swoich bohaterów w osobach Hansa Nielsena, Leigh Adamsa, czy wspierających zespół nawet teraz Marka Kepy, Roberta Juchy i Dariusza Śledzia. Niedługo „na afisz” trafią nazwiska Andreasa Jonssona, Roberta Lamberta i Pawła Miesiąca. Ta trójka, przy wsparciu reszty ekipy, miała niebagatelny wpływ na to, jak zaprezentował się zespół podczas play-offów.
Na chwilę cofnijmy się jednak trochę dalej – w sezonie zasadniczym żółto-biało-niebiescy wygrali dziesięć spotkań, jedno zremisowali, a trzy przegrali. Porażki przyszły na tyle późno, że nie miały wpływu na pozycję Motoru w tabeli. Lublinianie byli liderem Nice 1. Ligi Żużlowej.
W półfinale play-off zmierzyli się z Lokomotivem Daugavpils. Zespół z Łotwy nie mógł i tak awansować do PGE Ekstraligi, więc był, niejako, na z góry straconej pozycji. Pod względem czysto sportowym również nie postawił się Motorowi. Finał z ROW Rybnik jest w pamięci kibiców na tyle świeży, że nie trzeba się nad nim rozpisywać.
Dlaczego warto wyróżnić właśnie Jonssona, Lamberta i Miesiąca? Szwed przez cały sezon był najpewniejszym punktem w składzie, co potwierdza tylko miejsce na szczycie zestawienia najlepszych zawodników na zapleczu PGE Ekstraligi. Brytyjczyk miał w pamięci swój słaby występ w decydującej fazie poprzedniego sezonu. Wyciągnął z tego konsekwencje i w najważniejszym meczu był jednym z liderów. Natomiast Miesiąc przez cały sezon musiał walczyć o swoją pozycję. Kiedy jednak przyszło do rywalizacji o najwyższą stawkę, to nie zamykał gazu. Do tego grona może jeszcze dołączyć Wiktor Lampart, który w swoim pierwszym pełnym sezonie święcił też triumfy razem z reprezentacją Polski oraz indywidualnie.
Każdy klub zmaga się jednak z jakimiś problemami i te nie omijały także Motoru. Zespół musiał poradzić sobie ze sporym kryzysem po wpadce alkoholowej Oskara Bobera. Junior wrócił na ostatnie spotkanie w tym sezonie i pokazał, że zależy mu na jeździe. Przedwcześnie z gry z powodu kontuzji wypadli kapitan Daniel Jeleniewski i młodzieżowiec Emil Peroń. Z urazem żeber do szpitala trafił też Joel Kling. Jest to tym bardziej pechowe, że do wypadku doszło w ostatnim biegu z udziałem młodego Szweda w rewanżu z ROW.
Budżety klubów żużlowych
Awans do PGE Ekstraligi oznacza, że Speed Car Motor Lublin będzie musiał powiększyć swój budżet. W tym sezonie, żeby spokojnie rywalizować w krajowej elicie, trzeba było dysponować kwotą na poziomie 7-8 milionów złotych. W ogólnym rozrachunku, tegoroczne budżety drużyn z najwyższej klasy rozgrywkowej dają sumę ponad 66 milionów złotych. To informacja oficjalna.
Najbogatszym klubem w Polsce jest Fogo Unia Leszno, która z 9,5 milionami złotych na koncie powalczy o miano najlepszej drużyny w kraju. Na drugim końcu stawki jest za to MRGARDEN GKM Grudziądz, który dysponował funduszami na poziomie niemal 6 milionów złotych.
Inaczej sprawa ma się w Nice 1. Lidze Żużlowej, gdzie tych pieniędzy jest zdecydowanie mniej. W sumie, według nieoficjalnych informacji, jest to kwota około 20 milionów złotych. Z tego finansowego tortu lubelscy działacze odkroili kawałek warty ponad 3 miliony złotych, co dało im miejsce w ligowym topie. Oprócz dodatkowych pieniędzy, Speed Car Motor Lublin będzie potrzebował także stadionu. Ten przy Alejach Zygmuntowskich nie spełnia wymogów PGE Ekstraligi.