Dane o pacjentkach w ciąży mają być raportowane w elektronicznym Systemie Informacji Medycznej. Minister zdrowia tłumaczy to digitalizacją. Nie brakuje głosów krytycznych.
Chodzi o będący w konsultacjach społecznych projekt rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie doprecyzowania szczegółowego zakresu danych przetwarzanych w Systemie Informacji Medycznej. Od lipca przyszłego roku do SIM miałyby trafiać dodatkowe informacje o pacjentach: kod pocztowy, adnotacje o zaimplantowanych wyrobach medycznych czy grupie krwi, a także o przypadkach alergii czy ciąży.
„Kolejny pomysł na inwigilację”
Największe kontrowersje wzbudziła ta ostatnia kwestia. Pojawiły się głosy o tworzeniu „narodowego rejestru ciąż”. W mediach sceptycznie na temat zmian wypowiadali się nawet politycy Prawa i Sprawiedliwości, jak Bolesław Piecha czy Jan Maria Jackowski.
Senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza propozycję Ministerstwa Zdrowia nazwał „pomysłem rodem z kalifatu”. – Już od kilku lat służby, bez zgody sądu, mają swobodny dostęp do rejestrów. Teraz mamy kolejny pomysł na inwigilację. Chodzi o to, żeby dokładnie wiedzieć, która pani zaszła w ciążę, co się potem stało, dlaczego się stało. Czy ewentualnie poroniła naturalnie, a może wyjechała poza granice kraju – mówił Brejza w rozmowie z Wirtualną Polską.
Szef resortu zdrowia do zarzutów opozycji odniósł się w RMF FM. – Nie ma żadnego rejestru ciąż. To jest polityczna hucpa, robienie z tego sensacji. Mamy zwykłe przejście z papieru na cyfrowe kartoteki – mówił na antenie minister Adam Niedzielski. I tłumaczył zmiany digitalizacją. – Zamiast karty, która miała postać papierową, będzie karta elektroniczna. To jest tak jak z receptą – mieliśmy tradycyjny papier, a jest e-recepta i internetowe konto pacjenta – kontynuował.
– Problem polega na tym, że w normalnym kraju cyfryzacja takich danych nie budziłaby najmniejszych wątpliwości –
komentuje w rozmowie z Dziennikiem Joanna Mucha, posłanka Polski 2050, która dostrzega plusy rozwiązania proponowanego przez resort.
– Jeśli nieprzytomna kobieta trafia do szpitala i trzeba jej wykonać np. badanie CT (tomografię komputerową – przyp. aut.), to najpierw trzeba zrobić jej test ciążowy. A to trwa. Możliwość sprawdzenia w takiej sytuacji danych w systemie przyspieszyłaby badanie – mówi parlamentarzystka. Dodaje jednak, że podziela obawy. – Najgorszy skutek może być taki, że część kobiet nie będzie chciała się badać. Będą się bały, że w razie wczesnego poronienia będą wzywane na przesłuchania i pociągane do odpowiedzialności.
„Niepokój jest uzasadniony”
Ale pomysł krytykują nie tylko politycy. – Uważam go za bardzo szkodliwy i niepotrzebny. Wszystkie kobiety, które były w ciąży i wszyscy lekarze wiedzą, że pierwsze trzy miesiące ciąży są niepewne, a dwie kreski na teście nie gwarantują, że urodzi się zdrowy, śliczny bobas. Do wielu naturalnych poronień dochodzi choćby w domu. Co wtedy? Czy kobieta, która zmaga się ze smutkiem po poronieniu będzie jeszcze musiała komuś tłumaczyć się i „wyrejestrowywać” ciążę? Czy czekają ją za to jakieś konsekwencje? To moim zdaniem chore i jako matka nie zgadzam się na takie traktowanie kobiet – mówi pani Marta z Lublina, mama dwójki dzieci.
Wątpliwości płyną też ze środowiska medycznego. – Sam pomysł, żeby pracownicy ochrony zdrowia mieli dostęp do takiej bazy danych o pacjencie nie jest głupi. Niestety został on wprowadzony rozporządzaniem, a nie ustawą, więc jest niekonstytucyjny. Nie mówi się też nic o ochronie tych danych, czy będą bezpieczne, rzetelne i czy nie zostaną wykorzystane do innych, niż medyczne celów – komentuje dr n. med. Grzegorz Pietras, ginekolog i wiceprezes Lubelskiej Izby Lekarskiej. – Niestety przy obecnym rządzie i prawdziwym antyaborcyjnym tsunami, niepokój o wykorzystanie tych informacji jest uzasadniony. Gwarancji nie ma, a pracownicy ochrony zdrowia - od pielęgniarki po lekarza, mają obowiązek wpisywać do tej bazy wszystkie udzielone świadczenia medyczne i wszystkie rozpoznania już od 1 lipca tego roku. W związku z tym pacjent może sobie nawet nie zdawać sprawy, że są tam informacje m.in. o chorobach psychicznych, chorobach wenerycznych, ciąży, a także implantach, czyli antykoncepcji.