Włóczka jest wielokolorowa. Jedne motki przynieśli ludzie, inne pochodzą z poprzednich robótek, a gdy wełny zabrakło kupowały same. Tym razem w ramach akcji „Bombardowanie Włóczką” ubranka dostaną stojaki na rowery.
Po raz pierwszy spotkały się rok temu. Wtedy ubierały drzewa i barierki przed Centrum Kultury w Lublinie.
Ostatnia instalacja pojawiła się w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym. Teraz na celowniku są stojące w mieście metalowe stojaki na rowery.
– Montować będziemy na bieżąco – tłumaczy jedna z autorek. – Gdybyśmy chciały zrobić wszystko i dopiero naszywać na barierki to sezon rowerowy mógłby się skończyć
W planach jest naszycie sweterków na ok. 200 barierek. Wszystko wg starannego projektu, sporządzonego na podstawie wymiarów barierek.
– Część materiałów pochodzi od ludzi. Jak zobaczyli co robimy, to powyciągali z szaf i pawlaczy włóczkę i nam przynieśli – opowiada pani Agnieszka.
Włóczka to bardzo wygodny materiał, można ją prać, a jak się zniszczy to można spruć i wykorzystać ponownie.
Największym problemem w „nałożeniu” ubranek na stojaki będzie ich obszycie. – Przygotowywane przez nas ubranka nie mają żadnych mocowań, więc przy każdym stojaku będzie trzeba spędzić trochę czasu, by go obszyć – tłumaczy jedna z pań.
Panie spotykają się w każdy czwartek o godz. 17 w Centrum Kultury (Peowiaków 12) .
Przyjść może każdy, mężczyźni też. Nie ma problemu, jeśli ktoś nie potrafi robić na drutach czy szydełku. Tutaj szybko się nauczy.
Urban knitting
Knit Graffiti (guerrilla knitting) to rodzaj sztuki ulicznej, który narodził się kilkanaście lat temu w USA. Chodzi o ocieplenie wizerunku miasta, tak by w miejscach publicznym poczuć się jak w domu. To działania nie zawsze legalne, ale w przeciwieństwie do graffiti, łatwe do usunięcia bez szkody dla budynków czy urządzeń. Najczęściej kolorowa włóczka pojawia się na parkowych ławkach, rzeźbach, ogrodzeniach, poręczach i pniach drzew. Ale zdarza się też, że ktoś zapakuje w ubranko znak drogowy, budkę telefoniczną czy porzucony rower.
Od klamki po autobus
Zaczęło się kilkanaście lat temu w USA. Początki ruchu opisują dwie historie. Według pierwszej, był to oryginalny pomysł teksańskich tkaczy na wykorzystanie swoich niedokończonych projektów. Za matkę kolorowej mody uważa się też Magdę Sayeg z Austin w Teksasie. Późniejsza założycielka grupy Knitta Please, najpierw zajęła się klamką butiku. Chwilę później dzianinową osłonkę dostał znak stop stojący po drugiej stronie drogi.
Zachęcona pozytywnymi reakcjami ludzi („Wysiadali z samochodów i robili zdjęcia”), postanowiła działać dalej. W kolorowe sweterki zapakowała parkometry w Brooklynie, autobus w Meksyku, czy pistolet w ręku 8-metrowego żołnierza w Bali.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Idea „personalizację odhumanizowanych miejsc publicznych” za pomocą kłębka włóczki, pary drutów i szydełka błyskawicznie rozprzestrzeniła się na cały świat. Ma tysiące naśladowców na wszystkich kontynentach. I wciąż pojawiają się kolejni.
am