Przychodząc do włoskiego Lampre poznałem, co to znaczy profesjonalne kolarstwo. Teraz żałuję, że los tak późno uśmiechnął się do mnie, bo pewnie byłbym teraz lepszym zawodnikiem – mówi nam Marcin Sapa, kolarz grupy Lampre i zaprasza do swojego autokaru.
– Spało mi się dobrze, więc to pewnie będzie dobry dzień dla mnie – dodał Alessandro Ballan, aktualny kolarski mistrz świata. Jego słowa nie znalazły potwierdzenia na mecie środowego etapu, gdyż Włoch zajął dopiero 48 miejsce. Za to w czwartek wygrał etap.
Pełna obsługa
Po porannej toalecie cała ekipa zazwyczaj schodzi na śniadanie. – Nie mamy własnego kucharza, dlatego bazujemy na jedzeniu przygotowanym przez obsługę hotelową, która dostaje wytyczne od organizatorów. Wiadomo, że nie jemy nic ciężkostrawnego. Poranne menu składa się zazwyczaj z ryżu, płatków i kawy – tłumaczy Sapa. Po posiłku kolarze mają chwilę dla siebie, którą najczęściej spędzają w pokojach. W tym czasie masażyści pakują do autokaru walizki. – Kolarza ścigającego się w Pro Tour nie interesuje nic oprócz ścigania. Wokół jest dużo osób, które obsługują nas. My mamy tylko jeździć na rowerze.
Tour de Sapa
Kiedy wszystko jest już gotowe, ekipa wyjeżdża. – W miasteczku startowym jesteśmy zazwyczaj na godzinę przed rozpoczęciem etapu. Podczas jazdy panuje wesoła atmosfera. Największym żartownisiem jest Włoch Angelo Furlan. Często śmiejemy się, że po zakończeniu kariery powinien zostać aktorem komediowym. W przypadku dłuższej podróży niektórzy oglądają telewizję. W autokarze mamy dwa telewizory i sporo wygodnych siedzeń, więc można solidnie wypocząć – opowiada Sapa.
W tym czasie również dyrektor sportowy ustala taktykę. Polega ona na wyznaczeniu osób, które mają walczyć na finiszu i tych, które mogą próbować załapać się do ucieczki. – Mnie do odjazdów nie trzeba namawiać – śmieje się popularny "Saper”. W tym roku 33-latek uciekał już przez ponad 1200 km. Do najbardziej spektakularnych popisów Sapy należy próba odjechania peletonowi na słynnych Polach Elizejskich w Paryżu podczas tegorocznego Tour de France. – To było niesamowite przeżycie. Wiadomo, że Pola Elizejskie są świątynią światowego kolarstwa, dlatego tę ucieczkę będę długo wspominał.
115/h
Po co kolarze na start przyjeżdżają aż godzinę wcześniej? – Właśnie wtedy jesteśmy do dyspozycji mediów i kibiców. Wiadomo, że kolarstwo to bardzo popularny sport, dlatego musimy dbać o dobry wizerunek sponsora – wyjaśnia Sapa. Ten czas jest również potrzebny mechanikom, którzy wykonują ostatnie poprawki przy rowerach.
48, Sapa i flaga Polski – to można zobaczyć na ramie roweru używanego przez Polaka. – Taki sprzęt kosztuje około 20 tysięcy złotych. Po każdym etapie wymieniane są klocki hamulcowe, linki i opony. Wiadomo, że te części podczas jazdy w peletonie najszybciej zużywają się – tłumaczy. Nie ma się co temu dziwić, skoro Sapa, podczas Tour de France, zjeżdżał z jednego z alpejskich szczytów z prędkością 115 km/h. – Nie wiem, w którym momencie osiągnąłem taki wynik, bo dane z licznika przeglądam dopiero po etapie. W czasie jazdy nie patrzę na niego, bo koncentruję się tylko na tym, aby nie wypaść z kolejnego zakrętu.
Maser to przyjaciel
Po chwili odpoczynku kolarze zawracają i rozpoczynają poszukiwania swojego autokaru na parkingu. – Od razu oddaję rower obsłudze technicznej, a sam wsiadam do autobusu, żeby się... wykąpać. W naszym wozie jednocześnie kąpać się mogą trzy osoby.
Potem kolarze trafiają w ręce masażystów. – Każdy z nich ma do wymasowania trzech kolarzy. Na każdego z nich poświęca około godziny. Dla wielu zawodników "maser” to najlepszy przyjaciel. Ja wolę jednak w tym czasie wyciszyć się.
Dzień kolarza kończy się około godz. 23. – Nie mamy wyznaczonej pory, kiedy powinniśmy leżeć w lóżkach. Każdy z nas jest profesjonalistą i wie, że nie może przeholować z oglądaniem telewizji czy surfowaniem po Internecie – dodaje Sapa.
Na dobrej drodze
Po wyścigu następuje również najprzyjemniejszy moment całego wyścigu, podział premii. – W zawodowym peletonie obowiązuje zasada, że zarobione podczas wyścigu pieniądze dzieli się na dziewięć części, osiem dla kolarzy i jedna dla obsługi technicznej. Nie zaglądam nikomu do kieszeni, ale różnica w zarobkach zawodników ścigających się w Polsce i w Pro Tour jest ogromna. Przechodząc do Lampre moje dochody zwiększyły się co najmniej dwukrotnie – wyjaśnia Sapa. – I poznałem, co oznacza słowo profesjonalizm. Dobrze, że na tegorocznym Tour de Pologne chłopcy z Polska BGŻ byli bardzo aktywni. Może dzięki temu podpiszą kontrakt z którąś z ekip Pro Tour. Ja również nie parafowałem jeszcze stosownej umowy, ale jestem na najlepszej drodze, aby niedługo to zrobić.