ROZMOWA Z Erykiem Borczuchem, żużlowcem Speed Car Motoru Lublin
- Nie licząc Pawła Miesiąca, który niedawno zakończył zmagania w indywidualnych międzynarodowych mistrzostwach Argentyny, jako pierwszy z zawodników lubelskiego klubu wyjechałeś w tym roku na tor. Jakie są twoje wrażenia?
– Wziąłem udział w treningu punktowanym na torze w Scunthorpe. Musze przyznać, że poszło mi nawet nieźle. Nie czułem kilkumiesięcznej przerwy, z czego jestem zadowolony. Pierwsze trzy biegi były swego rodzaju nauką, ale w trzech kolejnych, kiedy udało mi się spasować motocykl, odczuwałem już przyjemność z jazdy.
- Pod koniec lutego uczestniczyłeś w krótkim zgrupowaniu zawodników Speed Car Motoru. Była okazja, żeby się lepiej poznać?
– Tak, mogliśmy spędzić razem trochę czasu. Mamy bardzo sympatyczny skład. Szczególnie dobrze dogaduję się z Patrickiem Hansenem i Robertem Lambertem. Poza pozostałymi juniorami i Stanisławem Burzą, który długo zna się z moim tatą, wcześniej nie miałem okazji poznać innych żużlowców.
- Na papierze lubelski klub uchodzi za głównego faworyta do awansu.
- Tak się mówi, ale wiele razy w żużlu zdarzało się, że nazwiska nie pojechały. Ale jestem pewny, że wystąpimy w fazie play-off. Ja osobiście nie nastawiam się na awans. Chcę walczyć o miejsce w składzie i pokazać się z jak najlepszej strony. Zależy mi na regularnych startach, bo w ostatnich miesiącach bywało z tym u mnie różnie.
- Jak oceniasz swoje szanse w walce o pierwszy skład? Za głównych kandydatów do występów w formacji młodzieżowej uchodzą Kamil Brzeziński i Emil Peroń. Postarasz się trochę namieszać?
– Jak najbardziej, chcę się pokazać na treningach, o ile pozwolą mi na to obowiązki związane z nauką. Chciałbym namieszać. Sądzę, że mam spore szanse. Może w Polsce nie jeździłem dużo, ale ze wszystkich młodzieżowców dysponuję najdłuższym doświadczeniem w żużlu. Jeżdżę od 2014 roku, a koledzy zaczynali rok później.
- Na stałe mieszkasz w Wielkiej Brytanii. Czy będziesz szukał klubu na Wyspach, czy skupisz się na startach w Polsce?
– Staram się o podpisanie kontraktu w Championship, ale szanse na to są średnie, bo składy klubów są już ustalone. Z kolei w National League nie mógłbym jeździć, bo nie posiadam brytyjskiego obywatelstwa. Ale zamierzam jak najwięcej startować w turniejach i trenować.
- Jak to się stało, że trafiłeś do klubu z Lublina? Przed wyjazdem z kraju mieszkałeś w Tarnowie i wydawało się, że to w barwach klubu z tego miasta zadebiutujesz w rozgrywkach ligowych.
– Tak się złożyło… W Lublinie trenowałem już w wakacje 2014 roku, kiedy trenerem tutejszego klubu był Marian Wardzała. Potem szukaliśmy klubu, w barwach którego mógłbym zdać licencję. Mój tata od 15 lat działa w KM Cross, dobrze zna się z Piotrem Więckowskim (menadżerem klubu – przyp. aut.). Spodobał nam się plan odbudowy lubelskiego żużla. Kontaktowaliśmy się też z klubem z Tarnowa, ale szybciej udało nam się porozumieć z działaczami z Lublina. Tym sposobem jestem tutaj.