Piłkarze z Łęcznej mają czego żałować. W Bielsku-Białej rozegrali całkiem niezłe zawody, niestety nie przywieźli do domu żadnego punktu, bo przegrali z Podbeskidziem 0:2
Przyjezdni byli częściej przy piłce (55 procent) i oddali znacznie więcej strzałów (19 do 12, w tym pięć celnych). W samej końcówce w słupek trafił Łukasz Mierzejewski. Niestety w 89 minucie szczęście uśmiechnęło się do graczy Podbeskidzia. Mateusz Szczepaniak uderzył sprzed pola karnego i po rykoszecie od Mierzejewskiego piłka wylądowała w siatce Dziugasa Bartkusa. Kilka chwil później Litewski bramkarz zaliczył fatalną wpadkę. Po łatwym strzale Adama Mójty sam wbił sobie futbolówkę do bramki.
Po końcowym gwizdku szkoleniowiec zielono-czarnych Jurij Szatałow przyznał, że wtorkowe spotkanie można podzielić na dwie części. – W pierwszej optyczną przewagę mieli gospodarze. W drugiej, to my prowadziliśmy grę i wyglądaliśmy lepiej. Mieliśmy swoje sytuacje, niestety nie udało się zdobyć gola – mówi Szatałow. – Zabrakło nam konsekwencji i koncentracji, a to spowodowało, że straciliśmy gola w 89 minucie. Inna sprawa, to fakt, że rozgrywanie meczu w takich warunkach jest bardzo ciężkie i wymaga od piłkarzy jeszcze większego nakładu sił – dodaje trener Górnika.
Opiekun gospodarzy Robert Podoliński był zadowolony z wygranej, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że druga połowa nie układała się po myśli jego piłkarzy. Chwalił jednak przeciwnika. – To, że wygraliśmy, to naprawdę duża sztuka. Po przerwie nie szło nam za dobrze. Zespół poznaje się jednak po wyniku końcowym, a we wtorek wygraliśmy, bo pokazaliśmy charakter. To był najtrudniejszy mecz w tej rundzie z bardzo dobrze dysponowanym rywalem. Górnik jest świetnie przygotowany do rozgrywek, co pokazał na naszym boisku. Przed przerwą nasi napastnicy mieli problemy ze stoperami gości. Dlatego po zmianie stron postanowiliśmy częściej strzelać z dystansu i to przyniosło skutek w końcówce – wyjaśnia Podoliński.
Spotkania w Bielsku-Białej nie dokończył Grzegorz Piesio. Pomocnik Górnika musiał opuścić murawę w 40 minucie z powodu kontuzji. Na razie trudno powiedzieć, jak poważny jest to uraz. – Mam problem z mięśniami brzucha. Liczę jednak, że to nie będzie nic poważnego. Chciałbym wrócić do gry już w sobotę, ale chyba będzie o to trudno – wyjaśnia były zawodnik Dolcanu Ząbki, który w środę przechodził zabiegi i badania. W jego miejsce na boisku zameldował się Marquitos. Hiszpan w dwóch pierwszych spotkaniach w sumie zagrał nieco ponad pół godziny. W sobotę będzie kandydatem do występu od pierwszej minuty.