W niedawnym wywiadzie dla Dziennika Wschodniego Mateusz Kochalski zaprzeczył, jakoby miał realną ofertę z Borussii Dortmund. Jeśli będzie dalej bronił tak, jak w środę z Chelsea, oferty prędzej czy później się posypią. Wychowanek BKS-u Lublin był jednym z bohaterów rywalizacji w Lidze Mistrzów.
Karabach wciąż pozytywnie zaskakuje. W dwóch pierwszych kolejkach drużyna Gurbana Gurbanowa zdobyła komplet punktów, ogrywając Benficę i Kopenhagę. W 3. kolejce Azerowie prowadzili z Athletikiem Bilbao, ale ten mecz ostatecznie przegrali 1:3. Jednak w ostatnią środę wrócili do punktowania, remisując z Chelsea. Zdobycie punktu z taką marką jak The Blues to ogromny sukces dla kopciuszka, jakim w stawce Ligi Mistrzów jest mistrz Azerbejdżanu.
Duży udział w tym remisie ma Kochalski, który zanotował kilka udanych interwencji. Szczególnie w pamięć zapadła instynktowna reakcja nogą na strzał Alejandro Garnacho w końcówce spotkania. To była interwencja na wagę remisu. Wcześniej były bramkarz Stali Mielec w wyśmienitym stylu odbił uderzenie mistrza świata, Enzo Fernandeza.
Kochalski jest w Karabachu od nieco ponad roku i w układance trenera Gurbanowa pozostaje bramkarzem pierwszego wyboru. Zeszłoroczna przygoda w Lidze Europy była krótka i nieudana, ale ostatnie występy azerskiego zespołu w Champions League to kwintesencja określenia „robić furorę”. Z siedmioma punktami szansa na awans do 1/16 finału rozgrywek jest spora, a przecież do końca jeszcze cztery kolejki. Na przeszkodzie staną jeszcze: Napoli, Ajax, Eintracht i Liverpool. Rywale trudni, ale być może znów uda się sprawić niespodzianki. Z taką formą Kochalskiego jest to możliwe.
I z taką formą bramkarza zainteresowanie jego osobą większych klubów to kwestia czasu. To wciąż stosunkowo młody piłkarz, bo 25 lat na karku to dla bramkarza dopiero początek zdobywania świata. Liga Mistrzów to doskonałe okno wystawowe, więc w ciemno można obstawiać, że niebawem telefon menadżera Kochalskiego rozgrzany będzie do czerwoności. O ile już nie jest.
