(fot. azs.umcs.pl)
W sobotę o godzinie 19 Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin rozegra ostatni w sezonie zasadniczym mecz przed własną publicznością
To będzie wieczór pełen emocji. Z jednej strony Pszczółka, walcząca o awans na piątą pozycję przed fazą play-off, z drugiej Energa, która przy pewnej ilości szczęścia sezon zasadniczy może skończyć nawet na drugim miejscu. Do tego lubelska publiczność, która nie raz udowadniała już, że jest w stanie ponieść swój zespół. Nawet jeśli większość zdroworozsądkowych argumentów przemawia za rywalem.
9 grudnia w Toruniu, gdy oba zespoły zmierzyły się ze sobą po raz pierwszy w tym sezonie, górą były podopieczne Wojciecha Szawarskiego. Pszczółki zwyciężyły pewnie 74:63, szczególnie dobrze prezentując się w drugiej kwarcie, gdy wprost rozbiły rywalki 29:10. Minęło jednak cztery miesiące, a to w koszykówce, zwłaszcza kobiecej, szmat czasu. Energa przez ten okres przegrała tylko raz, w styczniu podczas derbowego meczu z Artego. Później wyłącznie wygrywała. W sumie nazbierało się osiem zwycięstw z rzędu, a rywale byli nieprzeciętni Podopieczne Algirdasa Paulauskasa potrafiły pokonać m.in. Wisłę Can-Pack Kraków na jej terenie czy Ślęzę Wrocław i CCC Polkowice u siebie. Z czołówki nie wygrały tak naprawdę tylko z Artego i Pszczółką. Wszystko może zmienić się w sobotę.
Energa z całej górnej połowy tabeli jest zespołem, który względnie najmniejszą wagę przywiązuje do defensywy. Torunianki straciły dotychczas 1526 punktów. Więcej nie tylko niż wyprzedzające je zespoły z Krakowa, Bydgoszczy, Wrocławia i Polkowic, ale również więcej niż Pszczółki. Jutro dużo będzie zależało od Kelly Cain i Moniki Grigalauskyte. Walka na deskach, którą toruńskie podkoszowe stoczą ze znajdującą się w fenomenalnej dyspozycji Uju Ugoką, może rozstrzygnąć o losach rywalizacji. Lublinianki muszą jednocześnie mocno pilnować rywalek przy rzutach z dystansu, bo Energa, trafiająca średnio 6,5 rzutu „za trzy” na mecz to pod tym względem ścisła ligowa czołówka.
Wszystko wskazuje na to, że torunianki przyjadą do hali MOSiR w najsilniejszym składzie. Do gry gotowa jest już nawet Anna Bekasiewicz, która wróciła na środowy mecz z Eneą Poznań po dłuższej pauzie spowodowanej kontuzją. Trener Paulauskas ma znacznie więcej zawodniczek w rotacji niż Szawarski. Szkoleniowiec Energi może wybierać pomiędzy 11 koszykarkami, natomiast jego vis a vis na ławce lubelskiego zespołu ma do dyspozycji zaledwie osiem. I to pod warunkiem, że wszystkie są zdrowe, czego niestety nie można obecnie powiedzieć o Pszczółkach, bo pod znakiem zapytania stoi występ Marty Witkowskiej i Martyny Cebulskiej. Jeżeli podobnie, jak w Łodzi, w sobotę znów ich zabraknie, ciężar ich zastąpienia spadnie na barki Dominiki Poleszak i Aleksandry Kędzierskiej. Zdolnych i zbierających ostatnio dobre recenzje, ale wciąż bardzo młodych i niedoświadczonych.