Piłkarze Motoru w ostatnim meczu ligowym, w tym sezonie postanowili dostarczyć swoim kibicom sporej dawki wrażeń. To była jednak huśtawka nastrojów. Po pierwszej połowie sobotniego meczu z Tomasovią gospodarze przegrywali aż… 0:3. Ostatecznie zgarnęli jednak komplet punktów po wygranej 4:3.
Podopieczni trenera Mariusza Sawy przy okazji pomogli też rywalowi zza miedzy, czyli Lubliniance. Tomasovia po 45 minutach była bliżej utrzymania, jednak po końcowym gwizdku wylądowała w strefie spadkowej. Jedyną nadzieję dla „niebiesko-białych” może być teraz ponowne powiększenie ligi do 18 zespołów.
A Lublinianka chociaż zremisowała w Białej Podlaskiej z Podlasiem 1:1, to zachowała 13 lokatę, która w przypadku awansu do II ligi Stali Rzeszów pozwoli jej pozostać w gronie trzecioligowców.
Sobotnie spotkanie na Arenie Lublin miało bardzo niespodziewany przebieg. Najpierw do siatki gospodarzy trafił Igor Paskiw. W 18 minucie na 0:2 podwyższył Ireneusz Baran. A kiedy 120 sekund później Tomasovia miała w zapasie trzy bramki za sprawą celnego uderzenia Arkadiusza Smoły kibice przecierali oczy ze zdumienia.
Po przerwie nastąpiła jednak zmiana ról. Tym razem, to „żółto-biało-niebiescy” byli w natarciu. Pierwszego gola strzelili dopiero w 62 minucie, a jego autorem był Krystian Mroczek. Później poszło już z górki. W zaledwie osiem minut do siatki trafiali: Mroczek. Michał Paluch i na koniec Paweł Myśliwiecki. W efekcie, niesamowity pościg Motoru okazał się skuteczny.
Motor Lublin – Tomasovia 4:3 (0:3)
Bramki: Mroczek (62, 74), Paluch (78), Myśliwiecki (81) – Paskiw (7), Baran (18), Smoła (20).