W szlagierowym spotkaniu trzeciej kolejki Azoty Puławy gorsze, ale tylko o dwie bramki, od utytułowanej drużyny Orlen Wisły Płock
Spotkanie w Orlen Arenie uznane zostało za najciekawsze wydarzenie weekendowej serii gier. Każdy, kto je oglądał, nie ma wątpliwości – faktycznie takie było. A to szczególnie za sprawą Azotów, które okazały się bardzo wymagającym przeciwnikiem dla wicemistrzów Polski. Do pełni szczęścia puławianom zabrakło pięciu minut. W tym okresie gospodarze zdołali odrobić straty i przechylić szalę wygranej.
Już spotkanie kontrolne obu zespołów w okresie przygotowawczym podczas turnieju w Brześciu było bardzo wyrównane. Nie inaczej było w sobotę. Jedynie początek należał do „Nafciarzy”, którzy prowadzili 1:0 i 2:1. Nikola Prce dwukrotnie doprowadził do remisu i pociągnął kolegów z zespołu do odważnej postawy na parkiecie wicemistrzów. Po golach Przemysława Krajewskiego i Prce goście odskoczyli na 5:3 w ósmej minucie. Natychmiast zareagował szkoleniowiec Orlen Wisły Manolo Cadenas, który wykorzystał pierwszą przerwę w grze. Bardzo szybko pojawił się też były rozgrywający Azotów Marko Tarabochia, który trafił dla Płocka na 4:5.
Ważną dla losów meczu okazała się dziewiąta minuta. Wtedy czerwoną kartkę za faul ujrzał podstawowy obrotowy Azotów Czech Leos Petrovsky. Tak drastyczna kara za raczej nieumyślne przewinienie była powodem dyskusji komentatorów Polsatu Sport, który transmitował spotkanie. Mimo poważnego osłabienia goście nie załamali się i w dalszym ciągu dyktowali warunki. Kluczem była agresywna i szczelna obrona, na którą gospodarze nie mogli znaleźć recepty. W bardzo dobrej dyspozycji był bramkarz Azotów Vadim Bogdanow. Rosjanin odbijał rzuty płocczan, także w sytuacjach sam na sam i szybko uruchamiał kolegów w ataku. Po szybkich kontrach do bramki Orlenu trafiali Piotr Masłowski, Krajewski i Jan Sobol. Puławianie prowadzili już 9:5. Pierwszą odsłonę zakończyli wygraną różnicą pięciu bramek (19:14).
Po przerwie, czego można się było spodziewać, ekipa Cadenasa rzuciła się do odrabiania strat. W 41 minucie Valentin Ghionea trafił na 22:23. Topniejąca przewaga nie wybiła z rytmu brązowych medalistów Polski, którzy szybko ponowie odjechali na pięć bramek (27:22).
W 52 min Azoty wygrywały różnicą czterech goli. Sobol trafił na 33:29. Od tego momentu skuteczność puławian spadła do zera. Zaporą nie do przejścia był hiszpański bramkarz Wisły Rodrigo Corrales, którego przyjezdni uczynili bohaterem. Z kolei w bramce gości słabo spisywali się zmiennicy Bogdanowi: Jakub Krupa i Sebastian Zapora. Michał Daszek doprowadził do remisu, a wygraną 35:33 przypieczętował miejscowym Bartosz Konitz.
Orlen Wisła Płock – Azoty Puławy 35:33 (14:19)
Orlen Wisła: Corrales, Wichary – Montoro 6, Żytnikov 6, Ghionea 4, Daszek 3, Konitz 3, Oneto 3, Rocha 3, Nikcević 2, Racotea 2, Tarabochia 1, Wiśniewski 1, Zelenović 1. Kary: 6 min.
Azoty: Bogdanow, Krupa, Zapora – Petrovsky, Kuchczyński, Orzechowski, Kubisztal 1, Przybylski, Grzelak 1, Masłowski 10, Krajewski 5, Prce 14, Sobol 2, Skrabania. Kary: 6 minut. Dyskwalifikacja: Leos Perovsky w 9 min, za faul.
Sędziowali: Jakub Terlecki i Maciej Łabuń (Szczecin). Widzów: 3800.