ROZMOWA Z Piotrem Mazurkiewiczem, trener piłkarek nożnych Górnika Łęczna
- Spodziewaliście się, że mecz z FC Martve może się zakończyć aż tak wysokim wynikiem?
– Przed naszym wyjazdem do Szkocji mówiłem, że żaden przeciwnik nie jest łatwy. Sporo osób twierdziło, że trafiliśmy do jednej z najtrudniejszych grup eliminacji Ligi Mistrzyń. Szanujemy każdego rywala, ale rezultat 12:0 mówi sam za siebie. To nie była różnica klasy, czy dwóch, raczej czterech. Nie często zdarza, żeby strzelić aż 12 goli i to jeszcze w tak ważnych rozgrywkach. Od początku byliśmy jednak skoncentrowani i wszystko poszło po naszej myśli. Zdobyliśmy najwięcej bramek w historii Ligi Mistrzyń, jeżeli chodzi o polskie zespoły. To już jednak zamknięty temat, teraz myślimy już o poniedziałkowym meczu z Glasgow City.
- Drugie starcie z Anderlechtem Bruksela było zupełnie innym meczem?
– Na pewno tak. Można powiedzieć, że to były dwa przeciwne bieguny. Belgijki są mocne przede wszystkim pod względem fizycznym. Dlatego podczas meczu nie brakowało walki, nawet momentami walki wręcz. Wiedzieliśmy jednak, że tak może być i uczulaliśmy na to dziewczyny. Każdy zespół ma jakieś słabe punkty i staraliśmy się je znaleźć. Po końcowym wyniku widać, że chyba się udało, bo wykonaliśmy nasz plan.
- Czego spodziewacie się w poniedziałek?
– Glasgow to gospodynie turnieju, które mocno nam kibicowały w pojedynku z Anderlechtem. Wiedziały, że tylko w przypadku naszej wygranej dalej będą w grze. A w poniedziałek szykujemy się na wojnę i kolejny mecz walki. Wiadomo, że umiejętności to ważna sprawa, ale jeżeli na boisku nie będzie walki o każdy centymetr boiska, to trudno myśleć o wygrywaniu w tak ważnych meczach. Mieliśmy okazję obejrzeć spotkanie Glasgow z Anderlechtem i wiemy, czego się spodziewać.
- Jesteście o krok od awansu...
– Podchodzimy do każdego przeciwnika z pokorą, ale z drugiej strony nie można być też fałszywie skromnym. Wiele osób mówiło, że będzie nam ciężko, bo mamy w grupie Anderlecht i Glasgow. A wszyscy wiedzą, jak wygląda piłka w Szkocji i Belgii. To mocne drużyny. Ja powtarzałem jednak, że jeżeli będziemy silni fizycznie, to damy sobie radę. Dziewczyny zdają sobie sprawę, że jesteśmy blisko osiągnięcia celu, o którym wszyscy marzymy, ale nie na tyle blisko, żeby już świętować. Faworytem jednak są gospodynie. Jak jednak wiadomo z tymi faworytami różnie bywa. Na mistrzostwach świata Niemcy nie wyszli przecież z grupy, a wiele innych ekip miało duże problemy, jak chociażby Argentyna. Najważniejszy jest zespół, a u nas powstała naprawdę mocna drużyna, w której dziewczyny trzymają się razem. Musimy być skoncentrowani od początku do końca, bo jeden błąd może zdecydować o wygranej lub przegranej.