ROZMOWA z Veljko Nikitoviciem, kapitanem Górnika Łęczna
- Co się stało w 29 min meczu z Jagiellonią?
– Przemysław Frankowski wszedł w pojedynek z Łukaszem Mierzejewskim, a ja chciałem pomóc i przechwycić piłkę. Udało się, lecz niestety rywal całym ciężarem ciała stanął na moją nogę.
- Z tej akcji padła pierwsza bramka dla Górnika, ale pana był to koniec meczu.
– Prawdę mówiąc, nawet nie widziałem, że w tym momencie strzeliliśmy gola. Dopiero jak zostałem zniesiony do szatni powiedzieli mi o tym lekarz z masażystą. Choć obaj też tego nie oglądali.
- Kontuzja wyglądała bardzo groźnie.
– Sam się mocno przestraszyłem, bo pomyślałem, że noga mogła zostać nawet złamana. Zabolało mocno, dlatego brałem pod uwagę coś poważnego. Na szczęście torebka stawowa nie pękła, pojawiała się za to duża opuchlizna.
- Przerwa będzie długa?
– Nigdy wcześniej nie miałem urazu kostki. Nigdy też nie opuszczałem wcześniej boiska z kontuzją, choć gram już ładnych parę lat w piłkę i różnie bywało. Na razie nie chcę mówić ile będę musiał pauzował, bo jest na to za wcześnie. Na pewno jednak nie ma sensu robienie czegoś na siłę.
- Długi fragmentami panowaliście w środku pola.
– Uważam, że byliśmy lepsi od Jagiellonii i zasłużenie wygraliśmy. Niepotrzebnie tylko dopuściliśmy do strzelenia gola kontaktowego i to w najgorszym momencie, tuż przed przerwą. W efekcie zrobiło się trochę nerwowo.
- A kiedy „Jaga” odprowadziła do wyrównania, zaczęły odżywać demony z meczu ze Śląskiem Wrocław.
– Siedzieliśmy na ławce z Serkiem Prusakiem i obaj tak pomyśleliśmy, żeby nie powtórzył się tamten scenariusz, gdy z 2:0 zrobiło się 2:3. Bałem się, że kiedy goście wyrównali, nasz zespół może wpaść w dołek psychiczny. Ale tym razem szczęście było po naszej stronie. Widać również, że tamtym występem przeciwko Śląskowi czegoś się nauczyliśmy.
- Trochę pomógł wam chyba także Michał Probierz, wystawiając inny skład niż wszyscy przypuszczali.
– Faktycznie, to było zaskoczenie. Spodziewaliśmy się, że od pierwszej minuty zagrają Konstantin Vassiljev, Fedor Cernych, Jacek Góralski czy Taras Romanczuk. Byliśmy na to nastawieni, bo oglądaliśmy wiele fragmentów z udziałem Jagiellonii. Trener Probierz zdecydował jednak inaczej i to już jego problem. Ale trudno było nie zauważyć ile piłkarskiej jakości daje Vassiljev, który jeszcze w pierwszej połowie wszedł na boisko.
- Rywale dali też Górnikowi sporo możliwości do grania i już dawno takiego meczu nie widzieliśmy w Łęcznej.
– W tym spotkaniu były sprzyjające warunki do gry, a dzięki temu wszystko czego pragną kibice. Przeprowadziliśmy kilka fajnych akcji, szybkich kontr, strzeliliśmy trzy ładne gole. Przyznam, że ten mecz przypominał nasze występy sprzed roku, kiedy za swoją grę zbieraliśmy wiele komplementów.
- Dobrze, że Sergiusz Prusak to kawał chłopa.
Bo musiał mnie trochę ponosić? Nie mogłem odpuścić sobie wspólnego świętowania. Może i kawał, w końcu to bramkarz, ale i tak pomagał mu Janek Bednarek. (śmiech)
- Jurij Szatałow dwa mecze spędził na trybunach, w których zdobyliście cztery punkty.
– W Mielcu trybuny są daleko od boiska, ale teraz trener był raczej w stałym kontakcie z Andrzejem Rybarskim i mógł podpowiadać. Mam nadzieję, że podtrzymamy dobrą passę.
- Jednak w Lubinie przed Górnikiem trudne zadanie.
– Zagłębie jest beniaminkiem, ale lepiej ubrać to w cudzysłów. To klub poukładany, a zespół Piotra Stokowca robi w ekstraklasie dobre wrażenie. Mimo to jesteśmy w stanie wrócić z punktami, musimy tylko zagrać zdyscyplinowani i blisko siebie. Dzięki temu pokonaliśmy Jagiellonię, która w ubiegłym sezonie była trzecia i do końca liczyła się w walce o tytuł. Ścisk w tabeli jest niemiłosierny, więc każdy występ nabiera szczególnego znaczenia, można wysoko awansować lub nisko spaść. Chcemy utrzymać miejsce w ósemce, bo w przyszłym roku zostanie tylko dziewięć kolejek.
Rozmawiał Artur Ogórek