ROZMOWA Z Wojciechem Małeckim, bramkarzem Górnika Łęczna
- Od początku rundy siedział pan na ławce, zespół grał coraz lepiej i nagle wskoczył pan do składu. Spodziewał się pan, że mecz z Wisłą Kraków rozpocznie od pierwszych minut?
– Na pewno byłem na to przygotowany. Po to ciężko trenuję każdego dnia, żeby grać, a nie siedzieć na ławce.
- Były jakieś sygnały od sztabu szkoleniowego?
– Do momentu podania składu nie mogłem być niczego pewien.
- Wygraliście 3:1. Przy jedynym straconym golu nie miał pan nic do powiedzenia. Lepiej być chyba nie mogło?
– Bardzo chciałem zachować czyste konto, więc mogło być lepiej. Najważniejsze jednak, że wywalczyliśmy trzy punkty, które mogą okazać się kluczowe w kontekście walki o utrzymanie.
- Wojciech Małecki będzie miał teraz pewne miejsce między słupkami?
– O to trzeba pytać trenera. Ja na pewno jestem gotowy, żeby zostać numerem jeden i regularnie grać.
- W zimowych sparingach grał pan niemal wszystko od deski do deski, ale ostatecznie trenerzy Franciszek Smuda i Arkadiusz Onyszko postawili na bardziej doświadczonego Sergiusza Prusaka…
– Nic dodać, nic ująć.
- Miał pan o to żal?
– Nie ma sensu już do tego wracać. Jest OK. Wszyscy pracujemy dla dobra klubu, chcemy, żeby Górnik się utrzymał i to jest najważniejsze. To, kto będzie bronił, ma mniejsze znaczenie.
- Dzięki dobrym wynikom w ostatnich spotkaniach dogoniliście rywali, ale utrzymanie wciąż jest jeszcze daleko.
– Wydaje mi się, że gramy coraz lepiej. Nasze wyniki w minionych tygodniach nie były przypadkowe. Dlatego z podniesioną głową wchodzimy w fazę finałową. Jesteśmy pełni wiary w to, że wywalczymy utrzymanie.
- Rozpoczynacie rywalizację wyjazdowym meczem ze Śląskiem. Graliście we Wrocławiu tydzień temu, zremisowaliście. Teraz będzie okazja, żeby lepiej zacząć spotkanie i powalczyć o pełną pulę.
– Pojedziemy do Wrocławia po trzy punkty. Chcemy jak najszybciej zapewnić sobie utrzymanie w lidze, żeby nie drżeć o to do samego końca.