Po 7 kolejkach piłkarze GKS Bogdanka usadowili się na trzecim miejscu w tabeli. Do prowadzącego Zawiszy Bydgoszcz tracą zaledwie dwa punkty, dlatego już po najbliższej serii mogą wspiąć się nawet na fotel lidera. Jednak "mecze prawdy” z wymagającymi przeciwnikami mają dopiero nadejść.
W sobotę łęcznianie znowu wystąpią przed własną publicznością. Tym razem na stadion przy Al. Jana Pawła II zawita GKS Katowice, który wiosną ograł "zielono-czarnych” 4:2. To zespół, z którym zawsze trzeba się liczyć.
Choć w tym sezonie "Gieksa” jeszcze nie wygrał i z pięcioma punktami zajmuje przedostanie miejsce w tabeli.
I w strefie spadkowej znajduje się w towarzystwie Polkowic, Olimpii Grudziądz i Olimpii Elbląg, czyli ekip, z którymi podopieczni Piotra Rzepki już zwyciężyli, nie tracąc przy tym gola. Bo do tej pory, prawdę mówiąc, zawodnicy Bogdanki nie mieli jeszcze okazji grać z przeciwnikami z najwyższej półki.
Prawdziwe schody dopiero się zaczną. Po Katowicach trzeba będzie pojechać do Bydgoszczy, a potem poczekać na wizytę Wisły Płock, zarządzanej przez prezesa Krzysztofa Dmoszyńskiego.
Później natomiast w terminarzu znajdą się: Arka Gdynia, Polonia Bytom, Pogoń Szczecin, Warta Poznań, Piast Gliwice, Sandecja Nowy Sącz i Nieciecza.
A na koniec jesieni zostaną jeszcze trzy wyjazdy, zaplanowane awansem w pierwszej rundy. – Zespoły, z którymi jeszcze nie graliśmy będą raczej decydowały o sile pierwszej ligi – uważa łęczyński kapitan Veljko Nikitović. – One mają potencjał, choć nie wszystkim od początku "zapaliło”.
Na przykład do tej pory zawodziła Arka. Ale z drugiej strony z drużynami teoretycznie silniejszymi często gra się łatwiej. Takie ekipy preferują techniczny i bardziej otwarty futbol, nie murują dostępu do własnej bramki. W tej lidze nie wolno lekceważyć nikogo, niespodzianki to nic nadzwyczajnego. Dlatego mecze, które są za nami, wcale nie musiały być łatwiejsze.
W pierwszej lidze rzeczywiście trudno coś przewidzieć. W ostatniej serii Piast został rozbity w Nowym Sączu, a Ruch Radzionków zwyciężył w Gdyni. Dlatego cały czas obowiązuje hasło, że każdy może wygrać z każdym.
– Chciałbym, żeby ci, którzy mają być trudnymi rywalami, sami przekonali się o naszej sile. To my chcemy być wymagającym przeciwnikiem – podkreśla Piotr Rzepka.
– Dotychczas graliśmy z drużynami, które są za nami w tabeli, a są tam dlatego właśnie, że z nami przegrały. Ja chcę odciągnąć swoich chłopaków od tego, co się dzieje wokół nas, aby stali z boku i nie patrzyli na tabelę oraz drużyny, z którymi jeszcze nie walczyli.
W Łęcznej nie brakuje opinii, że gdyby został skład z poprzedniego sezonu, to dziś "zielono-czarni” byliby na czele tabeli z kompletem punktów. Ruch, Flota i Dolcan to nie były zespoły uważane za faworytów. – Trzy pierwsze mecze graliśmy u siebie dodaje szkoleniowiec.
– To jest nieprawdopodobny wysiłek, fizyczny i psychiczny. Na własnym boisku trzeba grać na maksa. Z Ruchem dostaliśmy gola i to był szok. W Świnoujściu prowadziliśmy grę, a na bramkę Dolcanu strzelaliśmy 20 razy.
Czasem idzie dobrze, a czasem fartu jest mniej. Dlatego my się niczym nie zachłystujemy. W tym roku mamy przecież w lidze dwadzieścia spotkań do rozegrania, a nie tylko siedem – kończy.