Do nietypowej sytuacji doszło w sobotę przed meczem III ligi pomiędzy Lublinianką Lublin, a Wisłą Sandomierz. Na boisku, w ramach protestu pojawili się rodzice młodych zawodników pierwszego z klubów. Powód? Wpłacili pieniądze na obóz sportowy swoich dzieci, a okazało się, że może on zostać odwołany. Jak zapewniał nas w sobotę późnym wieczorem Igor Krawczyk, prokurent klubu sprawa została jednak załatwiona pozytywnie.
– Dzieciaki jadą na obóz, udało się wyprostować całą sprawę – mówi nam Igor Krawczyk, prokurent Lublinianki. – Nowy właściciel klubu dogadał się z organizatorem obozu – dodaje Krawczyk.
Jak się okazuje przepychanki między klubem z Lublina, a rodzicami dzieci, które miały pojechać na obóz trwały już od kilku dni.
– Sytuacja wygląda tak, że wpłaciliśmy pieniądze na obóz dla dzieciaków, a nagle okazało się, że konto jest puste. Od kilku dni próbowaliśmy ustalić, co się z tymi pieniędzmi stało. Trzeba było zapłacić resztę zobowiązań, bo jedna grupa wraca z obozu, a kolejne jadą. Właściciel klubu przekonywał i obiecywał, że już jedzie uregulować należności, a ciągle tej wpłaty nie było. Organizator poinformował nas, że jeżeli środki nie wpłyną, to żadnego wyjazdu nie będzie – tłumaczy nam powód sobotniego protestu jeden z rodziców.
Do zapłaty było w sumie 1500 zł od osoby. Można było również płacić w ratach po 500 zł.
– W środę klub wysyłał do niektórych rodziców informację, żeby wpłacić ostatnią ratę. Ludzie wpłacili pieniądze, a te znowu zniknęły. W kuluarach mówiło się, że pieniądze zostały przekazane na inne cele, w tym na zespół seniorów, który szykował się do nowego sezonu. Trudno nie być zdenerwowanym w takiej sytuacji, stąd protest na boisku – wyjaśnia jeden z rodziców.
I przyznaje, że rzeczywiście dzieciaki mają w niedzielę wyjechać na obóz. – Organizator dogadał się, ale nie z właścicielem klubu, tylko z jednym z rodziców, który zaręczył, że pieniądze zostaną zapłacone. Zresztą na boisku nie rozmawialiśmy z właścicielem, tylko z jego ojcem. Tłumaczył, że w sobotę nie można zrobić przelewu, później miał zastawić swój samochód, działy się naprawdę dziwne rzeczy, ale najważniejsze, że dzieci jednak pojadą – dodaje jeden z rodziców.