Motor przegrał pierwszy mecz ligowy na Arenie Lublin od października 2016 roku. Lepsza okazała się Resovia, która wygrała w sobotę 2:1. Co do powiedzenia po końcowym gwizdku mieli trenerzy i zawodnicy obu ekip?
Szymon Grabowski (Resovia)
– Obawialiśmy się meczu z Motorem, bo przygotowywaliśmy się do niego przez dwa dni w śniegu po kostki. Na naturalnym boisku w tym roku byliśmy też zaledwie trzy razy. Mimo wszystko mieliśmy swój pomysł na to spotkanie. Oglądając mecz Motoru z Podhalem, wiedziałem, że nasi rywale są jeszcze lepszą drużyną niż jesienią i że jeszcze lepiej wykonują stałe fragmenty gry. Dlatego bardzo przykładaliśmy się w tym tygodniu do pracy nad tym elementem gry, zarówno w defensywie, jak i w ataku. W obronie nam trochę nie poszło, ale paradoksalnie, powiedziałem chłopakom zarówno przed meczem, jak i w przerwie, że te stałe fragmenty to nam dadzą wygraną. I tak się stało. Gratulacje dla mojej drużyny, bo chłopcy pokazali cierpliwość, determinację oraz zostawili kawał zdrowia na boisku. Mierzyliśmy się z głównym faworytem tej ligi, a jednak pozostawiliśmy po sobie fajne wrażenie. Bardzo się cieszę, że to Resovia jest pierwszym zespołem, który wygrał w tym sezonie na Arenie Lublin. Po drugie, słowa podziękowania dla naszych kibiców, bo ich wsparcie czuliśmy i słyszeliśmy od rozgrzewki. Chciałbym podkreślić, że to też dzięki nim osiągnęliśmy tak fajny rezultat. Mam nadzieję, że nadal będziemy tak punktować.
Piotr Zasada (Motor)
– Kiedyś ten dzień musiał nastąpić, choć my na siebie nie nakładaliśmy żadnej presji, że musimy wygrać nie wiadomo, ile meczów z rzędu. Na pewno niedobrze, że ta porażka przyszła w takim momencie, bo to było spotkanie o sześć punktów. To był typowy, trzecioligowy mecz. My może więcej operowaliśmy piłką. Wyglądało to dobrze do 60 metra, ale nie przekładało się na zbyt wiele sytuacji. Znowu o końcowym wyniku decydowały stałe fragmenty gry. Czasami zdarzają się takie mecze, w których nie można złapać odpowiedniego rytmu i po dosyć szybko straconej bramce morale w drużynie chwilowo opada. Moim zdaniem Resovia bardziej chciała wygrać ten mecz i to jej się udało. My wiemy, że mamy szeroką i wyrównaną kadrę. Nasi rezerwowi niejednokrotnie zmieniali oblicze mecz, niestety przeciwko Resovii to się nie udało. Pamiętajmy jednak, że to dopiero początek rundy. My zawsze średnio zaczynamy. Wierzę jednak, że szybko się z tego otrząśniemy.
Bartłomiej Buczek (Resovia)
– Mamy za sobą dopiero pierwszy mecz rundy wiosennej i to na bardzo ciężkim terenie. Prawdę mówiąc nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, bo cały tydzień trenowaliśmy na sztucznej nawierzchni, a pierwszy raz zagraliśmy na naturalnym boisku. Pokazaliśmy jednak charakter i że drzemią w nas duże możliwości. Może nie do końca zasłużyliśmy na te trzy punkty, ale jak to się mówi: zwycięzców się nie sądzi. Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo pokazaliśmy, że jeszcze możemy namieszać w tej lidze. Wiedzieliśmy, że nasi kibice jadą na ten mecz. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że nie możemy ich zawieść i tak było. Na pewno są z nas dumni, tak jak my z nich. W takiej liczbie jeszcze w tym sezonie nas nie wspierali, dlatego bardzo im dziękujemy.
Radosław Kursa (Motor)
– Drugi mecz nie stwarzamy sobie sytuacji w ataku. I nie trzeba być znawcą piłki, żeby to widzieć. Wszystkie trzy bramki do tej pory zdobyliśmy po stałych fragmentach i to martwi. Resovia również wykorzystała stałe fragmenty. Byliśmy na to przygotowani i wiedzieliśmy o tym. Czasami tak jednak jest, że piłka wpada do siatki. Rozmawiamy w szatni i jesteśmy zmartwieni, że tych naszych akcji do przodu w zasadzie nie ma. Trzeba coś z tym zrobić. Drugi gol? Bardziej martwi mnie sytuacja przed bramką. Nie jestem w stu procentach pewny, czy to była ta akcja. Jednak zawodnik, którego odprowadzałem do linii końcowej wyszedł z piłką dobre pół metra za linię. Sędzia tego nie widział i dlatego podyktował stały fragment.