(fot. X-NEWS/PRESS FOCUS)
W sobotę o godzinie 21 na stadionie Wanda Metropolitano Liverpool zagra z Tottenhamem o triumf w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach. Faworytem spotkania będą „The Reds” ale obecny, pełen niespodzianek sezon, pokazał że niczego nie można być pewnym
Oba zespoły awans do wielkiego finału wywalczyły w niesamowitych okolicznościach. Liverpool rozbił u siebie FC Barcelonę 4:0 i tym samym odrobił z nawiązką straty z Camp Nou, meldując się drugi raz z rzędu w wielkim finale. Niemniej heroicznego wyczynu dokonał Tottenham. „Koguty” w dwumeczu okazały się lepsze ode rewelacji tegorocznej edycji – Ajaxu Amsterdam – a bohaterem meczu został Lucas Moura, strzelec wszystkich trzech goli dla zespołu z Wysp. Warto dodać, że decydujące trafienie padło w piątej minucie doliczonego czasu gry.
Po takich starciach w tej edycji Ligi Mistrzów kibice ostrzą sobie zęby na finał, który powinien być niesamowitym widowiskiem. Liverpool grał o to trofeum już wiele razy, a Tottenham w wielkim finale zameldował się po raz pierwszy w historii. Dlatego to właśnie klub z miasta „Beatlesów” uznawany jest za faworyta. – Porażka w poprzednim była dla nas jak dobre lekarstwo. Mówi się, że najskuteczniejsze leki mają najgorszy smak. Różnica między tamtym sezonem, a obecnym jest taka, że wtedy myśleliśmy, że dobrze byłoby zagrać w Kijowie i zobaczymy, co się stanie, a teraz od początku nakierowani jesteśmy na zdobycie trofeum – powiedział przed decydującym meczem Jurgen Klopp, menedżer Liverpoolu. – Nie chcę źle mówić o moich byłych zespołach, każdy z nich jest mi bliski. Moi podopieczni zawsze dawali z siebie wszystko, ale muszę powiedzieć, że obecny Liverpool to najlepsza drużyna, z jaką dotarłem do jakiegokolwiek finału – dodał Niemiec.
I tak jak przed rokiem Liverpool mógł sprawić niespodziankę w starciu z Realem Madryt, tak w tym sezonie Tottenham podejdzie do starcia z „The Reds”. A trzeba pamiętać, że dla zespołu z Londynu droga do Madrytu nie była usłana różami. W pierwszym meczu ćwierćfinałowym kontuzji doznał Harry Kane, najlepszy zawodnik zespołu. Mimo to Mauricio Pochetinno wypełnił lukę w składzie i doprowadził zespół do decydującego starcia. – Od kiedy Pochettino przyszedł do klubu w 2014 roku, dokonał czegoś wielkiego. Miał ambitny plan, żeby dołączyć do grona najlepszych drużyn w Europie, a teraz już tylko kilka dni dzieli nas od najważniejszego meczu na Starym Kontynencie. Zrobił fantastyczną robotę, jest wielkim trenerem – powiedział o Argentyńczyku Kane, którego występ w finale będzie stał pod znakiem zapytania. Napastnik wciąż zmaga się z urazem, ale w tym tygodniu wznowił treningi z kolegami.
Poprzednim razem dwa angielskie zespoły rywalizowały triumf w Lidze Mistrzów w 2008 roku kiedy Manchester United okazał się lepszy od Chelsea Londyn w rzutach karnych. Kto będzie lepszy w kolejnym bratobójczym starciu? Sobotni finał rozpocznie się o godzinie 21. Bezpośrednią transmisję z meczu pokaże TVP 1, TVP Sport, a także Polsat Sport Presmium. Mecz będzie dostępny także w internecie na stronie sport.tvp.pl.