Rozmowa z Robertem Mirosławem, trenerem Garbarni Kurów
Pański zespół jest rewelacją rundy wiosennej, w której zdobył już 7 punktów. To znakomity wynik, biorąc pod uwagę, że jesienią wywalczyliście tylko 3 „oczka”. Skąd taka odmiana?
- W zimie przejąłem zespół od Tomasza Guza. On miał jesienią sporego pecha, bo Garbarnia grała nieźle, ale nie zdobywała punktów. Ja tylko kontynuuję jego pracę. Nie jestem cudotwórcą. Za ten sukces są odpowiedzialni sami zawodnicy, którzy regularnie trenują, a w czasie spotkań wykazują się olbrzymim zaangażowaniem. Nie stawiamy sobie konkretnych celów. Dla nas najważniejszy jest najbliższy mecz.
W jaki sposób wiosenne wyniki wpłynęły na atmosferę w drużynie?
- One ją zbudowały. Pracuję z grupą bardzo zżytą ze sobą, która jest ze sobą na dobre i na złe. Cieszę się, że mogę być ich trenerem.
W ostatniej kolejce pokonaliście Sokół Konopnica. Na murawie imponowaliście przede wszystkim mądrością...
- To cieszy, zwłaszcza, że Sokół to bardzo doświadczona drużyna. Ja jestem w Garbarni, aby uczyć naszą młodzież. Miałem wielu trenerów w swoim życiu i starałem się od nich brać to, co najlepsze. Teraz próbuję tę wiedzę przekazywać młodzieży z Kurowa.
Na trybunach w Radawcu pojawiło się mnóstwo waszych kibiców. To tradycja w Garbarni?
- Tak, w Kurowie mamy kapitalną atmosferę na trybunach. Wiadomo, że w Kurowie nie ma wielkich pieniędzy. Jest jednak pod tym względem bardzo stabilnie. Władze klubu chcą stawiać na piłkarzy z okolic Kurowa. Pewnie byłoby ich stać na ściągnięcie zawodników z regionu, którzy zarobiliby tu trochę gotówki. Nikt tu jednak nie ma takich pomysłów. Klub świetnie pracuje z młodzieżą i chce wprowadzać młodzież do piłki seniorskiej.
Czy w klubie czuć presję związaną z walką o utrzymanie się w lubelskiej klasie okręgowej?
- Nikt o tym nie rozmawia. Dla nas występy w „okręgówce” są fajnym wyzwaniem. Powtarzam moim zawodnikom, żeby się tym cieszyli i czerpali jak najwięcej radości z każdego meczu na tym poziomie.