27 lipca w meczu z Ruchem Chorzów piłkarze Górnika Łęczna po raz pierwszy i ostatni wywalczyli punkty na wyjeździe. Od tego czasu minęło blisko trzy miesiące, zielono-czarni poza własnym stadionem grali pięć razy, ale nie zdobyli ani jednego „oczka”.
To ostatnie spotkanie było szczególne, bo zielono-czarni byli w nim zdecydowanie lepsi, zasłużyli na komplet punktów, ale wrócili do domu z zaledwie jednym. Gospodarze przez kilkadziesiąt minut nie potrafili zagrozić bramce strzeżonej przez Sergiusza Prusaka, ale gdy w końcu to zrobili, już pierwszy celny strzał wystarczył im do zdobycia bramki.
– Uważam, że przy bramce Demjana byłem bez szans. Uderzenie było bardzo precyzyjne, piłka poszła jeszcze po słupku. Więcej szans, żeby się wykazać miałem w końcówce, bo dopiero wtedy, gdy wszystkie siły rzuciliśmy do ataku, Podbeskidzie stworzyło sobie dwie czy trzy lepsze sytuacje – przypomina golkiper Górnika.
Najlepsze sytuacje dla łęcznian zmarnowali Shpetim Hasani i Grzegorz Bonin. Urodzony w Kosowie napastnik od momentu gdy zadebiutował w Górniku jest aktywny, dochodzi do klarownych okazji, ale mam problem z regularnym trafianiem do siatki.
– Drzemią w nas olbrzymie rezerwy i nie ma co zganiać, że nie strzelił Hasani czy ktoś inny. Jesteśmy jednym zespołem, jako zespół wygrywamy i jako zespół przegrywamy. Teraz musimy wspólnie podnieść się po tej porażce. Jesteśmy beniaminkiem, ale mamy w składzie wielu doświadczonych zawodników. Takie wpadki jak ostatnio nie mają prawa nam się więcej zdarzyć – dodaje Prusak.
W meczu z Lechem zielono-czarni nie będą faworytem. Goniący Legię Kolejorz zrobi wszystko, żeby przed własną publicznością zrehabilitować się za bolesną wpadkę sprzed tygodnia z Koroną Kielce. Zresztą odkąd trenerem poznaniaków został Maciej Skorża, gra zespołu wygląda znacznie lepiej. Ale i za jego kadencji wicemistrzowie Polski gubili już punkty. Dlaczego nie miałoby być tak w niedzielę?