Prawdziwych kibiców szczypiorniaka w niedzielę nie może zabraknąć w hali Globus. MKS Perła ma niepowtarzalną szansę zagrania w finale Challenge Cup. Lublinianki muszą jednak odrobić pięć bramek straty z pierwszego starcia przeciwko tureckiemu Ardesen GSK (23:28). Początek spotkania zaplanowano na godz. 18
Podopieczne Roberta Lisa nie mogły w spokoju szykować się do rewanżu. W środę musiały rozegrać pierwszy półfinał Pucharu Polski. Przegrały kolejny odcinek „Świętej Wojny”, czyli spotkanie z Metraco Zagłębiem 23:25. Porażka na pewno boli, ale tylko dwa gole różnicy, to niewiele biorąc pod uwagę, że w pewnym momencie „Miedziowe” miały w zapasie nawet siedem trafień. Przez najbliższe dni głowy kibicom i piłkarkom będzie zaprzątać zupełnie inny rywal. Czasu na odpoczynek nie będzie jednak za wiele. – Taki jest sport. Jesteśmy w końcówce sezonu i gramy co trzy dni, ale wierzę, że się zregenerujemy na niedzielę i będziemy w stu procentach gotowe do walki o finał – zapewnia Joanna Drabik.
Turczynki nie rozgrywały od półfinału Challenge Cup żadnych spotkań. Ostatnio w lidze wystąpiły 31 marca. Do rozgrywek na krajowym podwórku wrócą tydzień po starciu w Lublinie. Główne pytanie, jakie zadają sobie kibice MKS Perła brzmi: czy ich pupilki będą w stanie odrobić pięć goli straty?
– Na Globusie czeka nas zupełnie inne spotkanie. Nie będę oceniał klasy drużyny Ardesen, patrzę na swój zespół, a w Turcji zagraliśmy po prostu bardzo źle. Nie zamierzam dramatyzować i biczować się, ale potrafię obiektywnie spojrzeć na siebie i naszą drużynę, by powiedzieć, że to prawdopodobnie był w ogóle najsłabszy mecz od mojego przyjścia do Lublina – mówi Robert Lis cytowany przez klubowy portal. – Cieszę się, że takie spotkanie, skoro musiało się kiedyś zdarzyć, przytrafiło się w momencie, gdy możemy odrobić straty w Lublinie. Ta przegrana niczego jeszcze nie przesądza. W lidze strata punktów po słabych zawodach mogłaby być bardziej kosztowna – dodaje szkoleniowiec.
Co ciekawe, Ardesen w swojej lidze nie imponuje formą na wyjazdach. Na 10 takich spotkań wygrało tylko pięć. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda jednak w europejskich pucharach. W tym sezonie w halach rywalek Turczynki jeszcze nie przegrały. Najpierw zanotowały remis 23:23 z DHB Rotweiss Thun, a później pokonały zarówno portugalski Alavarium/Love Tiles (41:27), jak i szwedzki Kristianstad (28:25).
– Przeciwniczki niczym nas nie zaskoczyły. To my nie byłyśmy sobą, popełniłyśmy mnóstwo niewymuszonych błędów i stąd wynik jest taki, a nie inny. Wierzę jednak, że w niedzielę wrócimy na swój normalny poziom i odrobimy pięć bramek straty. Piłka ręczna to bardzo szybka gra i wiele razy zdarzało się, że nawet większe zaliczki nie wystarczyły – wyjaśnia Joanna Drabik. Dodaje też, że przed rokiem w starciu z Randers lublinianki po pierwszym meczu miały w zapasie aż dziewięć goli. – Mimo to w rewanżu przegrałyśmy różnicą ośmiu trafień i naprawdę ekipa z Danii była o włos od awansu. Różne sytuacje się zdarzały, więc wierzymy, że będzie dobrze.