Wygrana w Opolu przybliżyła zespół z Puław do trzeciego miejsca na zakończenie fazy zasadniczej.
Gra toczy się o wskoczenie na najniższy stopień podium przed fazą play-off. Do tego zadania puławianie zbliżali się z każdym kolejnym zwycięstwem jeszcze w starym roku. Przed ośmiotygodniową przerwą w rozgrywkach przeznaczoną na polskie mistrzostwa Europy plasowali się właśnie na tej pozycji.
Drużyna trenera Ryszarda Skutnika miała osiem punktów przewagi nad grupą pościgową, którą otwierał MMTS Kwidzyn. Dystans powiększył się o kolejne dwa „oczka” po zwycięstwie brązowych medalistów na parkiecie beniaminka z Opola (27:22). W tym czasie kwidzynianie doznali porażki w Szczecinie z Pogonią. Identyczny dorobek (17 punktów) zgromadzili po 17 kolejkach szczypiorniści KPR RC Legionowo i Chrobrego Głogów.
I to właśnie z ostatnią z ekip Azotom przyjdzie mierzyć się w sobotę w Puławach. – Mamy świadomość tego, że wygrana da nam już pewne trzecie miejsce przed play-off – mówi reprezentacyjny rozgrywający puławskiego zespołu Piotr Masłowski.
W praktyce ten cel może już zapewnić również podział punktów z ekipą z Głogowa. Przy takim scenariuszu, nawet przy zwycięstwach, co jest mało prawdopodobne, zespołów z Legionowa i Kwidzyna, puławianie będą cieszyć się z sukcesu.
– Praktycznie można powiedzieć, że już zrealizowaliśmy pierwsze z zadań. Do końca sezonu zasadniczego zostało tylko pięć kolejek. Jest mało prawdopodobne, aby MMTS Kwidzyn, który jest najbliżej doścignięcia nas, wygrał wszystkie pięć spotkań, przy jednoczesnych pięciu naszych przegranych – analizuje popularny „Masło”.
W tej chwili najważniejszym zadaniem graczy trenera Skutnika jest powrót do formy, którą prezentowali w pierwszej części sezonu. Kibice doskonale pamiętają błysk umiejętności i możliwości Azotów w dwóch pierwszych miesiącach obecnych rozgrywek: we wrześniu i październiku. Znacznie słabiej było w listopadzie i grudniu, ale solidna podbudowa z letniego okresu przygotowawczego pozwoliła utrzymać miejsce na najniższym stopniu podium.
Wyjazdowy mecz w Opolu pokazał, że z formą brązowych medalistów Polski nie jest jeszcze najlepiej.
– Było to widać szczególnie w pierwszej połowie. Obawialiśmy się, jak zaprezentujemy się po półtoramiesięcznej przerwie na reprezentację. Nie uniknęliśmy błędów, co przełożyło się skromne jednobramkowe prowadzenie. Po przerwie mocniej stanęliśmy do obrony i od razu były tego efekty. Odskoczyliśmy na cztery gole, a ostatecznie wygraliśmy pięcioma. Mecz pokazał, że mamy jeszcze nad czym pracować – podsumowuje Masłowski.