ROZMOWA Z Przemysławem Pitrym, napastnikiem Górnika Łęczna
- Zaczął pan sezon w wyjściowej jedenastce, później na dłużej usiadł pan na ławce, ale w końcu trener Andrzej Rybarski zdecydował się znów na pana postawić. Opłaciło się, bo Górnik z Przemysławem Pitrym w składzie odniósł pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w sezonie.
– Nie wiem czy akurat moja obecność na murawie zdecydowała. Wszystkie mecze wygrywamy i przegrywamy jako zespół. Teraz też tak było. Sądzę, że kluczowe okazało się dobre przygotowanie motoryczne, bo to nie pierwszy raz, kiedy w końcówce mamy więcej sił od rywali, jesteśmy w stanie podkręcić tempo i strzelać bramki na wagę cennych punktów. Inna sprawa, że trzeba robić wszystko, żeby wcześniej rozstrzygać mecze na swoją korzyść. W Płocku dopisało nam na pewno trochę szczęście, ale szczęściu trzeba dopomóc. My to zrobiliśmy i dlatego wygraliśmy.
- Mimo 35-lat na karku nie odstaje pan fizycznie od kolegów.
– Zaraz, zaraz, co to za wypominanie wieku? (śmiech)
- Raczej pochwała niż wypominanie.
– No, skoro tak... (śmiech) Wiadomo, że wraz z wiekiem motoryka słabnie, ale doświadczenie rośnie. I to pomaga na boisku, bo dzięki temu pewne braki można zatuszować. A inna sprawa, że mamy dziś takie możliwości, odnowę i medycynę na bardzo wysokim poziomie, że grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
- Nie jest pan rodzynkiem, bo w Górniku jest więcej piłkarzy, powiedzmy bardzo doświadczonych. Oprócz pana choćby Sergiusz Prusak, Maciej Szmatiuk, Grzegorz Bonin, Paweł Sasin czy Łukasz Mierzejewski.
– Dajemy przykład młodym, jak długo można się z piłki utrzymywać, właściwie się prowadząc. (śmiech)
- Trochę brakuje panu za to liczb, bo w tym sezonie wciąż pozostaje pan bez gola czy choćby asysty.
– Jako 9 czy 10 przede wszystkim z tego jestem rozliczany, więc goli i asyst na pewno mi brakuje. Najważniejsze jest jednak dobro drużyny. Jeśli uda mi się pomóc kolegom na boisku, stworzyć jakąś sytuację, trener też na pewno to dostrzeże. Muszę szukać liczb w kolejnych spotkaniach, ale najważniejsze żebyśmy zdobywali punkty.
- Po meczu w Płocku najważniejsza wiadomość jest taka, że wywalczyliście trzy, bardzo cenne. Ale nie brakowało też niepokojących momentów, jak w pierwszej połowie, gdy Giorgi Merebaszwili kilka razy zakręcił obrońcami.
– Taka jest piłka. Nie zawsze wygrywa ten, kto stwarza więcej sytuacji. Gruzin tak kręcił, że sam się zakręcił i nie trafił do siatki ani razu. My po gorszym okresie na początku podnieśliśmy się i w drugiej połowie graliśmy już lepiej. Wreszcie byliśmy skuteczni i to, co sobie stworzyliśmy, wykorzystaliśmy. Musimy wystrzegać się jednak błędów w defensywie, które w wielu meczach mogą kosztować nas znacznie więcej niż w Płocku.
- Teraz przed wami mecz ze Śląskiem Wrocław. Przydałoby się wygrać także na własnym stadionie.
– Zdecydowanie, ale nie będzie to łatwe spotkanie. Śląsk jest w podobnej sytuacji jak my. Potrzebujemy punktów, więc będziemy grali o komplet.