To podwójne zabójstwo wstrząsnęło całą Polską. Mężczyzna, który odsiadywał wyrok za zamordowanie swojej dziewczyny, w ostatnim czasie otrzymał 96 przepustek z więzienia. Na ostatniej zamordował kolejną kobietę i jej trzyletniego syna.
Pani Monika, matka trzyletniego Oskara, w maju na Facebooku poznała 40-letniego Artura K. Mężczyzna twierdził, że jest blacharzem samochodowym, pani Monika sprzątała w jednym z warszawskich hoteli.
Mimo tak krótkiej znajomości, para miała wyznaczoną datę ślubu. - Czy ona się zakochała, ślepo zauroczyła? Nie mam zielonego pojęcia. Ślub był zaplanowany na 22 września. Pisała do mnie, że bardzo się z niego cieszy, że on jest miłością jej życia. Wysyłała zdjęcia obrączek. Mieli zawiesić kłódkę na moście: „Artur i Monika na zawsze razem” – opowiada koleżanka pani Moniki.
Część znajomych kobiety była zaskoczona tak szybkim obrotem sprawy.
- Powiedziałem jej: „Monisia uważaj na niego, bo on mi nie pasuje” – przywołuje Mariusz Hutkowski.
Siostrze pani Moniki nie udało się nawet poznać Artura K. - Znałam go tylko z Facebooka i z opowieści naszej mamy. Pytałam mamę, dlaczego ona tak wcześnie bierze ślub? Po trzech miesiącach? Sugerowałam, żeby poczekała. Mama na te słowa mówiła: „Dzieciaku, to jest dobry człowiek” – mówi Ewa Ochman.
W sobotę 8 września w jednym z mieszkań na terenie warszawskiego Śródmieścia policja znalazła ciało kobiety i jej dziecka. 40-letni partner ofiary sam zgłosił się na policję, w niedzielę po południu usłyszał zarzuty.
Nie wiemy, co dokładnie tego dnia stało się w mieszkaniu Moniki K. Na pewno doszło do kłótni miedzy narzeczonymi. Tuż przed śmiercią kobieta rozmawiała telefonicznie z matką. Mieszkały razem, jednak tego dnia mama Moniki była ponad 100 kilometrów od Warszawy.
- Córka podczas rozmowy była strasznie roztrzęsiona. Powiedziała tylko: „Dał mi do wiwatu, powyrzucał wszystko z szuflad. Przyjedziesz do domu, to będziesz miała sprzątanie”. To były ostatnie jej słowa – wspomina Mieczysława Rozpara, matka zamordowanej i dodaje, że tego dnia miała wrócić do stolicy wcześniej, ale uciekł jej autobus. - Cudem żyję, bo to samo, by mnie spotkało. Kat i mnie by zamordował – uważa.
Rodzina i znajomi pani Moniki są wstrząśnięci szczegółami zbrodni. - Ona podobno w buzi miała napchane szmaty, żeby nie mogła krzyczeć. I dziecko też – mówi koleżanka.
- Widziałam ciała. Ledwo ich rozpoznałam. Oni leżeli na podłodze. Oskarek miał skierowana główkę na ramię swojej mamy. To musiało być ułożone. Nie wyobrażam sobie jak można przebywać w takim domu. Jeszcze patrzeć na to. To jest potwór, bestia. Tak nie robi człowiek – mówi Ewa Ochman i dodaje, że siostra tajemnicę śmierci zabrała do grobu.
- On powie to, co będzie chciał powiedzieć. Oskarek to było bezbronne, niewinne dziecko. Mógł go na klatkę zaprowadzić. Jechał po niego tata. On to dokładnie wiedział. Jakim prawem, taki gad odebrał życie siostrze i dziecku?
Najbliższa rodzina pani Moniki dopiero po jej śmierci dowiedziała się, że Artur K., to przestępca odsiadujący wyrok za morderstwo. 15 lat temu udusił i utopił w wannie swoją ówczesną dziewczynę. Mężczyzna ostatnio odsiadywał wyrok w tym półotwartym zakładzie karnym na warszawskim Bemowie.
- Ani ja, ani córka nie wiedziałyśmy, że on siedział w więzieniu. Byłam w szoku – przyznaje Mieczysława Rozpara.
- Czujemy się oszukani, bo nie mieści mi się w głowie, że on chodził na przepustki. Że on odsiaduje wyrok za morderstwo i w czasie siedzenia w więzieniu układa sobie życie na nowo – mówi Ewa Ochman.
Artur K. regularnie wychodził na przepustki. - Na przepustki wychodził, co tydzień, co dwa, a czasami kilka razy w tygodniu. I większość tych przepustek spędzał z Moniką i malutkim Oskarkiem – mówi znajoma zamordowanej.
Mężczyzna przepustki miał wykorzystywać na udział w maratonach. - Biegał. Nawet tego dnia, co popełnił tę okrutną zbrodnię, biegał w Żabieńcu pod Warszawą. Miał dwie twarze, w więzieniu, żeby wyjść na przepustkę, był normalny, starał się, przechodził niby proces resocjalizacji, a na zewnątrz był diabłem. Potworem – mówi znajoma zamordowanej.
Pani Monika prawdopodobnie bała się powiedzieć najbliższej rodzinie, że jej narzeczony siedzi w więzieniu.
- Ona sama chyba od początku wiedziała, że siedzi w więzieniu. On nie ukrywał tego, ale mówił, że siedzi za napady i rozboje. Na pewno nie wiedziała, że jest mordercą. Gdyby to wiedziała, na pewno by się z nim nie związała – podkreśla znajoma zamordowanej.
Nasz reporter spotkał się z siostrą cioteczną dziewczyny, którą Artura K. zamordował 15 lat temu. Okazało się, że oba morderstwa są do siebie podobne.
- Obie te dziewczyny prawie nie wiedziały, kim był ten człowiek. Jedna spotykała się z nim dwa miesiące, a druga cztery. On na początku nie ujawnił swojej przeszłości. Ona się dowiedziała, jakie życie wcześniej prowadził, że siedział w więzieniu. Chciała to skończyć. Dzień przed śmiercią zadzwoniłam do niej z pracy. Była zdenerwowana, mówiła, że się go boi. Zapytałam, dlaczego, co się dzieje? Powiedziała, że musi kończyć, bo on stoi pod drzwiami. To była nasza ostatnia rozmowa.
Z relacji kobiety wynika, że Artur K. poddusił swoją ofiarę i włożył do wanny. - Nalał do pełna wody. W papierach z sekcji zwłok jest napisane, że umarła na skutek gwałtownego zadzierzgnięcia. Sekcja wykazała wodę w płucach, więc ona musiała, w tej wannie ocknąć. To jak grał, to jak się odnosił do innych, przynosił kwiaty, Mówił: „Nigdy, nic się państwa córce nie stanie”. To dokładnie ten sam schemat i te same bzdury, które powtarzał matce pani Moniki.
Sprawdziliśmy przeszłość Artura K. Za uduszenie i utopienie swojej dziewczyny w 2004 roku został skazany na 25 lat więzienia, ale Sąd Apelacyjny zmniejszył ten wyrok do 15 lat. Jak już był za kratami okazało się, że trzy lata wcześniej przed morderstwem, brał udział w porwaniu i pobiciu trzech mężczyzn. Za to został skazany na kolejne cztery lata. Jednak sąd połączył oba wyroki i w ten sposób drugi wyrok skrócił się o kolejne dwa lata. W tym czasie Artur K. zaczął korzystać z jednodniowych przepustek.
Czy łatwo jest uzyskać przepustkę dla osoby skazanej za zabójstwo? - Na pewno nie jest to łatwe. Zbrodnia zabójstwa jest najsurowszą zbrodnią. Jest to najcięższe przestępstwo zagrożone najsurowszą karą – mówi adwokat prof. Piotr Kruszyński.
Jednak Artur K. w ciągu ostatnich dwóch lat miał 96 przepustek, to oznacza, że co 11 dni był na wolności. - To jest dla mnie szokujące. Niezależnie od postępów resocjalizacji, nawet, gdyby były nadzwyczajne, w co nie wierzę, to jest rzecz, która mnie zdumiała. Zwłaszcza, że równocześnie był skazany za bardzo poważne przestępstwo. Za porwanie. To powinno być bardzo poważnym sygnałem ostrzegawczym dla administracji zakładu karnego i dla sądu, żeby tych przepustek mu nie dawać – podkreśla prof. Kruszyński.
Służba więzienna nie chciała z nami rozmawiać. Odpowiedziała nam pisemnie na zadane pytania. W odpowiedzi czytamy: „sytuacja prawna Artura K. wielokrotnie ulegała zmianie. Spowodowało, to, że został on prze sądy potraktowany łagodnie. Dlatego mógł ubiegać się o wcześniejsze przepustki”.
- Powinien siedzieć i nie wychodzić na wolność. Nie powinien mieć przepustek. Nie powinni mu kary zdejmować. Powinni byli go obserwować i mu nie ufać – mówi Ochman i podkreśla.
- Najbardziej mnie boli, dlaczego kurator, wychowawca nie poinformował siostry, kto to jest w momencie, jak było wiadomo, że jest ślub – mówi.