– To straszna sytuacja dla wszystkich Ukraińców. Czuję się źle, że nie mogę im w żaden sposób pomóc – mówi Valeria z Kijowa. Dzisiaj na Placu Litewskim w Lublinie zebrali się lubelscy studenci z Ukrainy, Białorusi i Polski, aby wspólnie wyrazić solidarność z bliskimi oraz wyrazić swoją wolność i niepodległość.
– Zebraliśmy się dzisiaj, żeby pokazać solidarność i wsparcie dla Ukrainy. Wszyscy zebrani są studentami, którzy mają tam rodziców i przyjaciół. W Ukrainie została moja rodzina. Wojna jest przerażająca. Do ostatniej chwili wszyscy mieliśmy nadzieję, że to się nie wydarzy. Niestety, stało się i nic nie możemy z tym zrobić. Możemy jedynie okazywać nasze wsparcie, solidarność i jakoś się trzymać. Wszyscy są bardzo zdenerwowani. Wielu ludzi stara się wyjechać z Ukrainy, z Kijowa. Niestety, jest bardzo ciężko. Wszystkie drogi są zakorkowane, co chwilę słyszą wybuchy. Ludzie boją się, ale nie ma masowej paniki czy histerii. Moi najbliżsi dzisiaj rano wyjechali z Kijowa i teraz są na wsi, ponieważ jest tam dużo bezpieczniej. Myślę, ze najgorzej jest teraz w Charkowie, Kijowie i Chersonie. To nie tylko wojna Ukrainy z Rosją. To wojna całego świata z Rosją – mówi Anastasia z Kijowa, która studiuje biologię medyczną po angielsku na UMCS w Lublinie
– Moje miasto jest w pobliżu Białorusi. Przyszłam dzisiaj, ponieważ mojego ojca zabrali na wojnę. Cała rodzina mieszka w Ukrainie. Chciałam sprowadzić tutaj swoją siostrę, ale nie można nawet jeździć samochodem po ulicach. Wszyscy siedzą w domu. Jest bardzo słaby kontakt. Jestem dziennikarzem wojskowym i nie mogę na razie wrócić do kraju. Moi bliscy na chwilę obecną zostają w Ukrainie. Jeżeli sytuacja będzie na tyle dobra, że będzie można wrócić i nie będzie takiej agresji, to bardzo chciałabym wrócić – mówi Olha, studentka III roku produkcji medialnej na UMCS w Lublinie.
– Pochodzę z Białorusi i studiuję w Lublinie na UMCS. Jestem dzisiaj tutaj, żeby wesprzeć moich ukraińskich przyjaciół, z którymi mam bliskie relacje. Właściwie, to wesprzeć cały naród Ukraiński w tym trudnym czasie. Chciałbym jednocześnie wyrazić sprzeciw działaniom Łukaszenki, który zaangażował się w ten konflikt zbrojny po stronie Rosji. Uważam to za sytuację niedopuszczalną. Mam wielu przyjaciół z Ukrainy, którzy mieszkają w Lublinie, a którzy zostawili w kraju swoje rodziny i bliskich. Wiem, że oni potrzebują wsparcia, tak jak ja potrzebowałem wsparcia dwa lata temu, kiedy wybuchły protesty na Białorusi. Też byłem zmuszony do opuszczenia kraju. Moja rodzina w tych trudnych czasach pozostała na Białorusi. Wówczas otrzymałem olbrzymie wsparcie od moich ukraińskich przyjaciół. Czuje, że mam wobec nich dług i obowiązek dzisiaj tu być i ich wspierać – opowiada Szymon.
– Solidaryzujemy się z naszymi koleżankami i kolegami z Ukrainy oraz z ich rodzinami. Jesteśmy zmartwieni sytuacją, która jest nam naprawdę bliska. Są to nasi znajomi, z którymi spotykamy się na co dzień podczas studiów. Przyjaźnimy się i chcemy być z nimi, kiedy wyrażają swoją wolność i niepodległość. Obserwowałem sytuację od dłuższego czasu i nie spodziewałem się takiego przebiegu sytuacji. Wstałem dzisiaj rano przerażony. Moja dziewczyna jest Ukrainką. Zadzwoniła do mnie zapłakana i trudno mi się było odnaleźć w tej sytuacji przez kilka godzin. Jest mi ciężko. Uważam, że jedyne co mogę w tej chwili zrobić, to być tutaj i wyrażać z moimi kolegami i koleżankami Polakami solidarność w stosunku do nich. Moja dziewczyna na szczęście jest teraz w Polsce. Jednak część jej rodziny jest w Ukrainie. Zaczynają się pojawiać problemy z internetem. Ludzie są przestraszeni, słyszą strzały, wybuchy w okolicach miast również tych sąsiadujących z Polską. Rosja nie rozpoczęła wojny na wschodzie, tak jak się tego spodziewaliśmy, ale również na zachodzie oraz terenie całej Ukrainy – mówi Patryk Bukała z samorządu studentów UMCS w Lublinie
– Jestem ze wschodniej Ukrainy, czyli tam, gdzie cała akcja się teraz toczy. Studiuję w Lublinie. Dzwoniłam dzisiaj do rodziców kilkakrotnie. W moim mieście na szczęście jest w miarę spokojnie, ale mam wiele kolegów i koleżanek z całej Ukrainy. Niestety, sytuacja jest trudna, ale na szczęście, póki co, wszyscy są bezpieczni. Jest w miarę dobrze. Nie ma gdzie uciekać, ponieważ jesteśmy otoczeni przez Rosję. Na chwilę obecną zostają w Ukrainie, ale za jakiś czas ruszą może na zachód do regionów bliżej Polski. Jeszcze nie podjęli decyzji – mówi Neli.
– Chcemy jakoś pomóc. Nie możemy pojechać do Ukrainy. Chcemy tutaj na miejscu pokazać wsparcie. Pokazać, że mamy ciężką sytuację w kraju i żeby nikt tego nie przemilczał. Mamy rodziny oraz dużo znajomych i przyjaciół w Ukrainie. Nasi bliscy mieszkają w samym sercu tych wydarzeń. Bardzo się o nich martwimy i stresujemy się, co będzie dalej. Mama powiedziała mi, że nigdy nie wyjedzie z Ukrainy. Zostanie tam i będzie pomagać, jeśli będzie taka potrzeba. Powiedziała też, że czuje się spokojniej, wiedząc, że ja jestem w Polsce bezpieczna – mówi Anastasia z Ukrainy.
– Moja siostra mieszka tutaj. Dzisiaj obudziłem się o 5 rano i zasugerowałem mojej dziewczynie, żeby przyjechała do Polski. Ona mieszka w Kijowie. Próbowała pójść na najbliższą stację metra, ale ona już nie działa. Musi dostać się do kolejnej stacji, oddalonej prawie 2 godziny drogi. Ma dzisiaj pociąg do Lwowa i stamtąd postara się dojechać do mnie – mówi Artem z Kijowa.