Działające radiostacje, włączane drogą radiową systemy ostrzegania i alarmowania, oryginalne urządzenia do pomiaru skażeń i oprawiony w ramę Manifest PKW. Wszystko to przetrwało w zimnowojennym schronie znajdującym się na najniżej kondygnacji historycznego Gmachu przy pl. Niepodległości w Chełmie
- Ten schron był stanowiskiem kierowania wojewody chełmskiego w sytuacjach kryzysowych - mówi
Waldemar Pietraszyk, w przeszłości pracownik Wojewódzkiego Inspektoratu Obrony Cywilnej, a obecnie archiwista w chełmskiej delegaturze Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. - Między innymi to stąd wojewoda prowadził działania po katastrofie w Czarnobylu. Tu też przez lata prowadzone były treningi współdziałania Wojewódzkiego Inspektoratu z organizacjami terenowymi.
Czarnobyl
Podczas czarnobylskiego kryzysu w 1986 roku wojewodą chełmskim był Jan Łaszcz. Tak on, jak i podległe mu służby już, 1 maja wiedzieli o katastrofie i potencjalnym zagrożeniu.
- Pierwszomajowy pochód tradycyjnie miał wyruszyć spod gmachu - wspomina Pietraszyk. - Zbierający się wokół ludzie zwracali uwagę, jak z przyrządami sprawdzaliśmy wokół poziom skażenia radioaktywnego. Pytali nas, co robimy? Na szczęście nie odnotowaliśmy wtedy wyraźnych wskazań, a jedynie sygnały radioaktywności. W zależności od rejonu poziom skażenia zwiększał się lub zmniejszał. Najwyższe wskaźniki wyspecjalizowane służby, które udzieliły nam wsparcia odnotowały na Stawskiej i Dziewiczej Górze.
Samolot rozpoznawczy
W schronie przyjmowane były informacje o realnych, bądź symulowanych zagrożeniach z terenu, po czym przekazywano je do warszawskiej centrali. Z kolei główny inspektor Obrony Cywilnej przekazywał do Chełma dane o zagrożeniach, jakich w tym rejonie można się było spodziewać.
W schronie wciąż znajduje się też radiostacja przeznaczona wyłącznie do utrzymywania kontaktu z pilotem samolotu rozpoznawczego. Podczas treningów taki samolot, który miał krążyć nad miastem i regionem, wynajmowano z Aeroklubu Zamojskiego.
Wnętrze schronu wygląda jakby czas w nim się zatrzymał. Można tam oglądać wciąż czynne urządzenie do poboru oczyszczonego przez filtry powietrza.
Ze schronu na zewnątrz prowadzi też kilkunastometrowy tunel ewakuacyjny. Niedawno, po próbach włamania, jego wylot trzeba było dodatkowo zabezpieczyć. W schronie wrażenie robią też ręcznie wykonane przed laty przez Wiesława Kawerskiego, kolegę Pietraszyka, plansze, mapy, tabele i tablice. Uwagę zwracają także ebonitowe, przenośne telefony na korbkę.
Do zwiedzania?
Schron w podziemiach Gmachu stracił gospodarza przed czterema laty, kiedy w delegaturach LUW zlikwidowano struktury OC. Część sprzętu trafiła do Lublina oraz pozostałych gmin. Przyszłość samego obiektu stanęła pod znakiem zapytania.
- Wykorzystując znajomości w lubelskim inspektoracie OC prosiłem, aby schron pozostawić w dotychczasowym stanie - dodaje pan Waldemar. - W końcu sam ówczesny dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego LUW Włodzimierz Stańczyk osobiście powierzył mi klucze do obiektu, abym o niego dbał i go pilnował. Cieszę się, że dyrektor delegatury doceniła potencjał tego schronu i ma pomysł na jego wykorzystanie.
- Gotowi jesteśmy udostępniać schron zwiedzającym w ramach programu edukacyjnego adresowanego przede wszystkim do młodzieży i studentów - mówi Katarzyna Zawiślak, kierownik chełmskiej delegatury LUW. - Stawką byłoby także poprzez prezentacje multimedialne poszerzenie wiedzy o historii „Gmachu Dyrekcji Kolei” i całego osiedla Dyrekcja. Dlatego spotkaliśmy się już z dyrektorami miejscowych szkół oraz nauczycielami historii by przedstawić im naszą ofertę.
Katarzyna Zawiślak przyjmuje, że po wcześniejszych uzgodnieniach schron mógłby być udostępniany dwa razy w miesiącu. Z myślą o przyszłych zwiedzających już został wyposażony o dodatkowe eksponaty wydobyte z magazynu delegatury. Między innymi w jednym z pomieszczeń zawieszono zdjęty po likwidacji szyld Urzędu Wojewódzkiego w Chełmie.