Nie lada sztuki dokonali w sobotę piłkarze Górnika Łęczna. Gospodarze prowadzili po 18 minutach ze Śląskiem Wrocław 2:0. Niestety nie wywalczyli ani jednego punktu, bo w 90 minucie na 2:3 trafił Flavio Paixao.
– Trudno zabrać głos po takim spotkaniu. Wygrywając 2:0, dostać – jak to się mówi – „w czapkę”. Na słabym poziomie jest na pewno strona mentalna. Nie potrafimy przy dobrym wyniku zagrać tego, co ustaliliśmy. Zawodnicy myśleli, że wygrali już mecz i z tego powodu na boisku zrobił się duży chaos. To doświadczony zespół, już nie pierwszy raz na ten temat rozmawialiśmy i zero wniosków – załamywał ręce na konferencji prasowej Jurij Szatałow, cytowany przez portal wrocławskiego klubu. Bo rzeczywiście, trudno zrozumieć to, co stało się w sobotę w Łęcznej. Czy to Śląsk naprawdę wygrał, czy Górnik bardziej przegrał…
Zielono-czarni, podobnie jak we wcześniejszych spotkaniach, postanowili poczekać na to co zrobią rywale i biegając za nimi. Dlatego Śląsk utrzymywał się przy piłce, wymieniał podania, grając wyżej, pressingiem i znacznie ofensywniej. I już w 9 min mógł wyjść na prowadzenie po strzale Dudu oraz niepewnej interwencji Sergiusza Prusaka. Ale zamiast tego, to gospodarze nieoczekiwanie otworzyli wynik, strzelając gola z „niczego”. W 16 min Mariusz Pawelec wślizgiem próbował przeciąć akcję i przypadkowo podał do Przemysława Pitrego, który z bliska kopnął do siatki. Drugi cios, równie zaskakujący, spadł na wrocławian dwie minuty później. Grzegorz Bonin popisał się popularnym ostatnio wśród komentatorów „centrostrzałem” z narożnika pola karnego i po słupku wpakował futbolówkę do bramki. – Jakbym miał 20 lat to bym powiedział, że tak chciałem, ale ponieważ jestem już trochę starszy, więc przyznam, że chciałem dośrodkować – mówił Bonin w przerwie reporterce Canal Plus. Niestety w tym momencie było już 2:2.
Oba gole zostały zdobyte przez łęcznian w szczęśliwych okolicznościach, ale także oba stracone w bardzo pechowych. Radość z prowadzenia też była bardzo krótka. W 22 min Prusak wyszedł z bramki, aby wybić piłkę i zrobił to za krótko. Na taki prezent czekał tylko Robert Pich, który przytomnym strzałem z 30 metrów zmniejszył stratę. To było koło ratunkowe rzucone Śląskowi, więc na remis nie trzeba było długo czekać. Po uderzeniu Tomasza Hołoty łęczyński bramkarz odbił piłkę, ale wobec poprawki Kamila Bilińskiego był już bezradny. – Jestem od tego, aby pomagać zespołowi i choć w kilku sytuacjach udało mi się wybronić, to jednak zawiodłem – bił się w piersi Prusak.
W pierwszej połowie Górnik oddał dwa celne strzały i oba zatrzymały się w siatce. Śląsk był dużo groźniejszy, podobnie jak w drugiej części. Prusak kilka razy musiał mocno popracować, aby zażegnąć niebezpieczeństwo. Raz z pomocą przyszedł mu również słupek, kiedy do rzutu wolnego podszedł Krzysztof Danielewicz. Niestety im mniej czasu pozostawało do końca, tym więcej nerwowości wkradało się w poczynania obu zespołów, do czego rękę przykładał sędzia, momentami sięgający po gwizdek z mało zrozumiałych powodów.
Krzysztof Jakubik przedłużył mecz o cztery minuty i w tej ostatniej doliczonej Śląsk rozstrzygnął jego losy. Hołota zagrał płasko z prawej strony, Tomilsav Bożić przepuścił piłkę, a stojący za jego plecami Flavio Paixao nie mógł zmarnować takiej okazji.
Górnik w krótkim czasie przebył drogę z nieba do piekła. Niewiele też zostało dobrych wrażeń po udanym początku sezonu. A teraz przed podopiecznymi Jurija Szatałowa dwa wyjazdy – do Gdańska i Gliwic. Wysokie temperatury w sierpniu mogą utrzymać się aż do samego końca miesiąca…
Górnik Łęczna – Śląsk Wrocław 2:3 (2:2)
Bramki: Pitry (16), Bonin (18) – Pich (22), Biliński (31), Flavio Paixao (90).
Górnik: Prusak – Sasin, Szmatiuk, Bozić, Leandro – Bonin, Nikitović (75 Tymiński), Nowak, Pitry (46 Piesio), Cernych, Śpiączka (65 Świerczok).
Śląsk: Pawełek – Pawelec, Celeban, Kokoszka, Dudu, Flavio Paixao, Hołota, Hateley, Grajciar (83 Ostrowski), Pich (60 Danielewicz) – Biliński (69 Kiełb).
Żółte kartki: Nowak, Śpiączka, Pitry, Nikitović – Pawełek, Kokoszka.
Sędziował: Krzysztof Jakubik (Siedlce). Widzów: 3562.