Justyna Kowalczyk zakończyła mistrzostwa świata w Lahti bez medalu. Największe szanse miała we wtorek, ale nie udało się stanąć na podium biegu na 10 km techniką klasyczną.
Czekała na ten start z niecierpliwością. Miała wielkie nadzieje i dobrą formę. Ale to nie wystarczyło. Justyna Kowalczyk pobiegła znakomicie, lecz rywalki były szybsze. Polska Królowa Nart na swoim koronnym dystansie 10 km techniką klasyczną dobiegła jako ósma. Zwyciężyła Marit Bjoergen przed Szwedką Charlotte Kallą i swoją rodaczką Astrid Jacobsen.
– Przed startem byłam strasznie zdenerwowana. Uspokoiłam się dopiero na rozgrzewce, bo wiedziałam, że miałam znakomicie przygotowane narty. To mój ulubiony dystans, dlatego tym bardziej się cieszę z wygranej – powiedziała Eurosportowi Bjoergen.
W znacznie gorszym nastroju była Kowalczyk. – Na pewno jestem rozczarowana rezultatem, bo wydaje mi się, że stać mnie na dużo więcej niż ósme miejsce. Dwa pierwsze miejsca były poza zasięgiem. To nie podlega dyskusji. A dalej były dziewczyny, z którymi już w tym roku potrafiłam wygrywać. To był dobry bieg, ale nie wyszedł do końca tak, jak powinien. Być ósmą na świecie to nie jest wstyd, ale wiadomo, że wszyscy chcieliśmy nieco więcej i mieliśmy prawo tego się spodziewać. Zadecydowała dyspozycja dnia. To ona zadecydowała o tym, że nie byłam w stanie walczyć o trzecie miejsce. Przez ostatnie miesiące zachowywałam się najbardziej profesjonalnie w swoim życiu. Wszystko poświęciłam temu, żeby jak najlepiej przygotować się do tego biegu na 10 kilometrów w Lahti – stwierdziła najbardziej utytułowana polska biegaczka w rozmowie z portalem eurosport.onet.pl.
Kowalczyk, mimo ambitnych planów, nie liczyła się w walce o medale od samego początku. Na pierwszym pomiarze do trzeciej Charlotte Kalli traciła już około 8 sekund. Później strata jeszcze się powiększyła. Cały bieg zdominowała Marit Bjoergen, która zdeklasowała przeciwniczki. Wygrała z czasem 25.24,9 min, drugą Kallę wyprzedzając o 41 sekund, a trzecią Jacobsen o 55,5 sekundy. Kowalczyk, która dobiegła jako ósma, straciła 1.34,5.
– Cały czas miałam informację z trasy o moich czasach. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać: co jest grane? Zaczęłam przecież szybko. Nie odcięło mi prądu tak, jak to miało miejsce w Otepaeae. Było widać od początku, że moje ciało nie pracuje tak, jak powinno, choć czułam, że oddałam z siebie wszystko na trasie – stwierdziła biegaczka z Kasiny Wielkiej. We wtorek nie narzekała na smarowanie. – Moje nartki były naprawdę bardzo dobre i dziękuję za to moim serwismenom. Mimo zmiennych warunków i ciężkiego śniegu do smarowania, spisali się fantastycznie. Jeżeli zatem gdziekolwiek szukać winnego słabszego startu, to tylko u mnie. Po prostu biegłam wolniej od innych dziewczyn – oceniła.
Pozostałe Polki były daleko. Kornelia Kubińska dobiegła 40., Ewelina Marcisz 42., a Martyna Galewicz 53. W Lahti zostanie rozegrany jeszcze bieg masowy, ale Kowalczyk nie weźmie w nim udziału. Zakończyła już udział w tegorocznych mistrzostwach świata i myśli o przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich.
– Na pewno jestem lepszą zawodniczką, niż byłam dwa lata temu. W tej chwili nie ma jednak co mówić o medalach w Pjongczangu. To jest bez sensu. Teraz trzecia była Astrid Jacobsen, ale za tydzień mogą już wyprzedzić. To, czy będą to udane dla mnie igrzyska, pokaże mi dopiero moje ciało, a przede wszystkim kolano. Jestem jednak pełna optymizmu – zapewniła Polska Królowa Nart.