ROZMOWA Z Janem Grzelińskim, rozgrywającym Startu Lublin
- Pierwszy trening w nowym zespole za panem, jak wrażenia?
– Na razie spokojnie wdrażamy się w rytm treningowy. Poznaję również kolegów, bo wcześniej nie miałem okazji nie tylko z nimi ćwiczyć, ale i w ogóle ich nie znałem.
- Jak przebiega aklimatyzacja w Lublinie?
– Dostałem tymczasowe lokum od klubu, więc mogę spokojnie szukać mieszkania. Obecnie skupiam się na przeglądaniu ofert. Dobrze złożyło się, że na razie mamy jeden trening dziennie. Dzięki temu mam więcej czasu na załatwienie spraw związanych z przeprowadzką.
- Powrót do Polski traktuje pan w charakterze porażki?
– Pobyt w USA była dla mnie nauczką i zarazem świetną lekcją. Zderzyłem się tam ze ścianą pod względem koszykarskim. Ciężko powiedzieć, czy to była moja porażka. Chciałem tam zostać, ale pod warunkiem, że zmienię uczelnię. Dostałem kilka ofert, ale uznałem, że Lublin jest dla mnie najlepszą opcją.
- Dlaczego?
– Jedną z przyczyn mojego transferu była osoba Pawła Turkiewicza. Miałem okazję wcześniej z nim współpracować i to był dla mnie świetny okres. Podoba mi się również wizja klubu i to, że władze miasta mają świetne podejście do koszykówki. Nie ukrywam również, że potrzebuję minut spędzonych na parkiecie. Tylko w ten sposób będę mógł się rozwijać.
- Czy podczas pobytu w USA spotkał się pan z Trency Jacksonem lub Robem Poolem, którzy w tym sezonie będą reprezentować barwy Startu?
– Poole grał w mojej konferencji, wiec dwa razy zagraliśmy przeciwko sobie. To typowy strzelec. On ma niesamowity talent do oddawania rzutów. Dodatkowo, w jego grze widać sporą mądrość. Właśnie tym przewyższał swoich rówieśników w USA.
- Na co stać Start w tym sezonie?
– Stać nas na wszystko. Będziemy gryźć parkiet w każdym spotkaniu. Mam nadzieję, że zaowocuje to dobrym wynikiem. Takim byłby chociażby awans do fazy play-off.