Podbeskidzie nie awansowało do ósemki mistrzowskiej i Leszek Ojrzyński nie jest już trenerem „Górali”. Bo jeśli ktoś chciał jeszcze coś zmienić, ten moment, po zakończeniu części zasadniczej sezonu, był ostatnim na takie decyzje. Z łęczyńskiego klubu popłynęła natomiast niczym niezmącona cisza. Czy na pewno wszystko jest pod kontrolą? Po części zasadniczej Górnik ma tylko jeden punkt zapasu nad zagrożoną strefą, a za tydzień początek rundy finałowej.
– Nieciekawa sytuacja, bo cztery mecze musimy grać na wyjeździe, gdzie nie prezentujemy się za bardzo pozytywnie. Dlatego musimy coś zmienić. Będziemy ostro dyskutować i może coś tego wyjdzie. Już wcześniej mówiłem, że na wiosnę naszego stylu nie będzie. Kiedy dochodzi stres, ucieka kreatywność. Ale nie spodziewałem się, że aż tak stracimy swój styl. Całą odpowiedzialność biorę na siebie. Chcę, żeby to było jasne. Bo atmosfera w szatni jest dobra. Próbujemy różnych rozwiązań, ale one nie dają takiego pozytywu, jakiego my chcemy. Mamy siedem meczów przed sobą i każdy będziemy chcieli wygrać. Taka jest praca trenera, dzisiaj podpisujemy, a jutro rozwiązujemy, wszystko trzeba brać pod uwagę. Nie było żadnych rozmów w tej sprawie i nie ma żadnych przesłanek, że coś będzie się działo – mówił na klubowej stronie po ostatniej porażce z Piastem Jurij Szatałow.
Wiosną nic już nie pozostało z dobrego wrażenia wypracowanego jesienią. W tym roku Górnik zagrał chyba tylko jeden dobry mecz, w Białymstoku, paradoksalnie przegrany. Odniósł dwa zwycięstwa, oba szczęśliwe i strzelił siedem goli, najmniej spośród wszystkich ekip. Przyczyna takiej postawy na pewno nie jest jedna. To całe pasmo – od kompletnie nieudanych transferów, przez źle przepracowany okres przygotowawczy, brak pomysłu na grę, po zaległości finansowe i postawę szkoleniowca. Mówienie o braniu całej odpowiedzialności na siebie jest niczym innym, jak tylko pustym gadaniem. Bo o jakiej odpowiedzialności można będzie mówić, kiedy zespół po roku znowu wyląduje w pierwszej lidze?!
W Łęcznej można usłyszeć, że z każdym trenerem można spaść z ligi. To czysty truizm. Na dziś tym trenerem jest Szatałow. Nikt nie zamierza odbierać mu zasług za awans, pytanie tylko, czy będzie w stanie uratować ekstraklasę dla Lubelszczyzny? Jeśli natychmiast nie nastąpi silny wstrząs, to raczej nie. A z wszelkimi konsekwencjami będą musieli liczyć się także działacze.
Przed Górnikiem siedem meczów, z czego cztery na wyjeździe, w Gliwicach, Kielcach, Bydgoszczy i Bielsku-Białej. Na tych stadionach „zielono-czarni” do tej pory wywalczyli tylko dwa punkty. Jeśli dodać do tego, że własny obiekt stracił już status twierdzy, trudno wierzyć, aby ostatnia runda mogła zakończyć się pomyślnym finałem…