ROZMOWA Z Kingą Kołosińską, brązową medalistką mistrzostw Europy w siatkówce plażowej
- Jak się pani czuje po osiągnięciu największego sukcesu w dotychczasowej karierze?
– Obie z Moniką bardzo się cieszymy. Pomimo, że gramy lepiej niż rok temu, nie spodziewałyśmy się, że uda się wejść do czołowej czwórki. Wiele faworytek odpadło niestety z mniej znanymi parami. Choć dla nas oczywiście stety, bo dzięki temu drabinka świetnie się ułożyła i miałyśmy teoretycznie łatwiejsze zadanie niż można się było spodziewać po losowaniu. Poziom jest jednak wyrównany. To, z kim się gra, nie ma tak naprawdę jakiegoś kolosalnego znaczenia, bo każdy może wygrać z każdym. Bardziej liczy się aktualna forma czy dyspozycja dnia.
- Był czas na świętowanie?
– Będzie dopiero po sezonie. Pół godziny po tym jak odebrałyśmy medale byłyśmy spakowane, chwilę później siedziałyśmy już w autobusie. Wszystko po to, żeby jak najszybciej dotrzeć z powrotem do kraju.
- Już od dłuższego czasu prezentowałyście wysoką formę w turniejach Grand Slam, ale do czołowej ósemki nie udało się do tej pory przebić. Jak to się stało, że wszystko zagrało akurat podczas najważniejszej imprezy?
– Kluczowe znaczenie miał grupowy mecz z Niemkami. To był nasz najmocniejszy rywal, teoretycznie mocniejszy od nas, bo wyżej rozstawiony. Udało się jednak zwyciężyć, dzięki czemu awansowałyśmy do 1/8 finału bez konieczności rozgrywania barażu. To dodało nam skrzydeł i pozwoliło złapać oddech przed dalszą fazą rywalizacji.
- Aż do półfinału byłyście niepokonane. Nie było szans, żeby ograć Rosjanki? Były tego dnia poza waszym zasięgiem?
– Przede wszystkim my zagrałyśmy słabo. Pierwsza partia to był festiwal błędów z obu stron. Rosjanki wygrały, bo popełniły ich mniej. W drugim secie one zaczęły grać lepiej, a my nadal dołowałyśmy. Tak grając nie zasłużyłyśmy na awans do finału.
- Przed meczem o trzecie miejsce zdołałyście się jednak pozbierać i przełamać fatalną passę starć ze Słowaczkami.
– To nasze dobre znajome. Nie tylko często razem gramy, ale i trenujemy. One lubią przyjeżdżać do nas na zgrupowania, my czasem jeździmy do nich. Ale to wszystko pomagało do tej pory raczej im niż nam. Z pięciu spotkań, jakie z nimi rozegrałyśmy przed mistrzostwami, wygrałyśmy jedno. Wszystkie pozostałe miały identyczny scenariusz. Wygrywałyśmy pierwszą partię, przegrywałyśmy drugą, a później tie -breaka na przewagi. Fajnie, że akurat na mistrzostwach Europy udało się wziąć rewanż.
- W ten sposób znacznie przybliżyłyście się do wyjazdu na igrzyska olimpijskie, które za rok odbędą się w Rio de Janeiro.
– To nasze wielkie marzenie i zrobimy wszystko, żeby zagrać w Brazylii. Awans wywalczą 24 pary. Mistrz świata, ośmiu zwycięzców turniejów kwalifikacyjnych i 15 zespołów, sklasyfikowanych najwyżej w światowym rankingu. Dzięki zdobyciu brązu na ME jesteśmy obecnie na 13 pozycji. Można powiedzieć, że kierunek jest właściwy, ale droga jeszcze daleka. Liczenie rankingu kończy się w czerwcu 2016 roku. Do tego czasu wiele może się wydarzyć, wystarczy, że kilka par, które obecnie są za nami wejdzie do czwórki w którymś z turniejów Grand Slam. Dlatego nie patrzymy na ranking i nie czekamy na czerwiec. Chcemy zakwalifikować się na igrzyska poprzez jeden z turniejów eliminacyjnych.