(fot. Maciej Kaczanowski)
Rozmowa z Julią Adamowicz, kapitan Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin
- Ile rzutów oddajesz średnio na treningu?
– Zależy, czy to jest trening po siłowni, czy popołudniowy, kiedy zazwyczaj gramy pięć na pięć. Ja jeszcze zostaję po treningu i oddaje 100 celnych rzutów. Wykonanych jest, powiedzmy, 130.
- Czyli można spokojnie powiedzieć, że oddajesz więcej rzutów niż w meczu?
– Tak, zdecydowanie.
- To skąd się bierze ta nieskuteczność w trakcie spotkań, skoro na treningu oddajecie rzuty niemal z każdej klepki?
– Niestety, to jest nasz największy problem. Wierzę, że to jeszcze przyjdzie. Nie gramy w koszykówkę od wczoraj i wiemy, że nasze organizmy są jeszcze zmęczone po okresie przygotowawczym. To nie jest tak, że dostaniemy dwa dni wolnego i całe zmęczenie zejdzie. Wierzę, że te rzuty zaczną wpadać, bo to są nasze pozycje. Teraz mamy ciężki okres, ciągle się jeszcze zgrywamy, czasem podajemy do siebie nie w tempo i nie w tempo składamy się też do rzutów.
- Jak u Ciebie ze zdrowiem?
– Mam problem ze stopą od dwóch tygodni i to mi troszeczkę doskwiera. Teraz nie było czasu, żeby się tym zająć, bo były treningi i przygotowywanie się do meczów. Teraz, na szczęście, jest tydzień treningów i mogę pojechać na zabiegi. Kai (James – dop. red.) też ma problem z kolanem, Dajana (Butulija – dop. red.) ostatnio doznała urazu na treningu – kostką ją boli. Myślę, że do meczu wszystkie będziemy gotowe.
- Czytasz internetowe komentarze, które pojawiają się po waszych występach?
– Gdzieś tam rzucają mi się w oczy, ale nie biorę tego do siebie. Niektórzy ludzie nie są przyjemni, w tym, co piszą. Nie są w tej drużynie i nie wiedzą, co się dzieje, czy jesteśmy w pełni zdrowe. Nie maja prawa komentować w przykry sposób, tylko powinni nas wspierać, żeby z każdym meczem było coraz lepiej.
- Pytam o to, bo może czujecie na swoich barkach ciężar oczekiwań kibiców…
– Muszą wziąć pod uwagę to, że nie będziemy taką drużyna, jak na przykład CCC czy Gorzów, które mają dużo większy budżet. Nie może być tak, że przyjeżdża drużyna, która gra w EuroCupie i kibice oczekują, że wygramy z nią 30 punktami. To są ciężkie mecze i nadejdzie pora, kiedy zaczniemy wygrywać, ale jeszcze się zgrywamy Nie do końca się ze sobą rozumiemy – nie wiemy, czy dana osoba po penetracji zbiegnie dalej, czy zostanie w miejscu. Myślę, że potrzebujemy parę meczów, żeby się całkowicie dotrzeć.
- Czy po zaledwie czterech spotkaniach można powiedzieć, że macie kryzys?
– To jest dopiero początek sezonu. My wiemy, jaki jest system i jakie były założenia na początku okresu przygotowawczego. Wiemy, że ten system zacznie działać, potrzeba tylko trochę cierpliwości. Mamy też dosyć niekorzystny terminarz, bo inne zespoły mają ciężkie spotkania przeplatane z tymi lżejszymi. My miałyśmy na start Ostrów i teraz mamy same najmocniejsze drużyny w lidze. My ze swojej strony dajemy maksa. Mamy problem z tym, że gramy jedną połowę dobrze, musimy nad tym popracować i wyeliminować jeszcze parę rzeczy, które nam nie wychodzą w meczu. W takcie spotkania sprawdzamy różne rzeczy, a potem jesteśmy w stanie stwierdzić, czy z czegoś rezygnujemy, czy nie, bo dobrze nam to wychodzi.
- Macie przed sobą jeszcze spotkania z mocniejszymi rywalami. Czy możecie pokusić się o niespodziankę, na przykład w sobotnim meczu z Artego?
– Myślę, że jest duża szansa. One też mają swoje problemy i nie są tak mocną ekipą, jak w zeszłym sezonie. Męczyły się w meczu z Gdańskiem i nie wiem, czy to było spowodowane słabszą dyspozycją Julie McBride i (Monici Louise – dop. red.) Engelman. Możemy z nimi walczyć jak równy z równym.