Kadra Pszczółki Polskiego Cukru AZS UMCS Lublin jest już zamknięta. Klub pod wodzą nowego trenera ma powalczyć znów o udział w play-off, ale w związku z planowanym ograniczeniem finansowania ze strony miasta, będzie dysponował mniejszymi środkami i węższym składem niż przed rokiem.
Wszyscy kibice lubelskiej koszykówki mają jeszcze w pamięci fantastyczne boje Pszczółek z Wisłą Can-Pack Kraków w pierwszej rundzie play-off. Akademiczki grały znakomicie i gdyby nie kontuzja Tess Madgen, prawdopodobnie wyeliminowałyby mistrzynie Polski z dalszych gier. Warto utrwalić sobie te chwile, bo wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie o podobnych emocjach można będzie tylko pomarzyć. Wszystko przez cięcia budżetowe w lubelskim zespole, które były koniecznością w związku z planowanym ograniczeniem finansowania klubu ze strony miasta.
Podczas gdy z roku na rok coraz wyższymi kwotami dofinansowany jest grający na czwartym szczeblu rozgrywkowym piłkarski zespół Motoru Lublin, kwoty przeznaczane na inne dyscypliny sportu, maleją. Na sezon 2017/18 miasto do podziału pomiędzy wszystkimi drużynami, grającymi na trzech najwyższych poziomach, przeznaczyło w sumie 2 938 000 zł. To o 312 tys. mniej niż przed rokiem. Cięcia boleśnie odczują m.in. koszykarki Pszczółki.
– Nie ukrywam, że szykujemy się na niższy budżet niż mieliśmy w minionym sezonie. Jesteśmy na to przygotowani od dawna. Stanowi o tym chociażby fakt, że nie wystartowaliśmy w europejskich pucharach, EEWBL, w których graliśmy przed rokiem. Natomiast stabilizacja pracy jest zachowana i wierzymy, że dalej będziemy mogli się rozwijać. To jest w tym momencie najważniejsze. Klub jest wielosekcyjny. Brak stabilizacji w jednej dyscyplinie sprawi, że wszystkie sekcje będą miały problemy. Dlatego absolutnie nadrzędnym celem jest stabilizacja pracy i stabilizacja finansowa – tłumaczy Dariusz Gaweł, prezes AZS UMCS.
Z tego względu działacze akademickiego klubu nie szaleli w letnim okienku transferowym. Postawiono na stabilizację i zatrzymano aż siedem koszykarek z kadry z minionego sezonu. Do zespołu dołączyły tylko trzy nowe zawodniczki. To Dejana Butulina, Martyna Cebulska i Feyonda Fitzerald. – Wierzę, że wszystkie będą dla nas wzmocnieniami. Każda z osobna ma potencjał, żeby stać się ważnym elementem naszego zespołu – przekonuje prezes.
Największe osłabienia to odejścia reprezentantki Polski Dominiki Owczarzak i trenera Krzysztofa Szewczyka. Na decyzję szkoleniowca największy wpływ miały sprawy osobiste, ale klub nie miał też w ręku wielu argumentów, nie mogąc zagwarantować mu wzmocnienia zespołu i dalszego rozwoju.
– Choć kadra będzie nieco węższa, wierzymy, że poradzimy sobie w lidze. Dużo obiecujemy sobie po trenerze Wojciechu Szawarskim. To młody i obiecujący szkoleniowiec, który podobnie jak Krzysztof Szewczyk, może zapisać piękną kartę w historii naszego klubu. Mocno w to wierzymy – przekonuje Gaweł. Pytany, o cele na nowy sezon, dodaje:
– Zdajemy sobie sprawę, że sezon jest trudny. Dwa zespoły z Basket Ligi Kobiet wystąpią w Eurolidze, pięć – uwaga! – pięć, wystąpi w EuroCup. My z szerokiej czołówki jesteśmy jedyną ekipą, która nie wystartuje w europejskich pucharach. To pokazuje, że zespoły, które zgłaszają się do europejskich pucharów, muszą mieć silny i szeroki skład. Może to jednak będzie nasz atut, że inne zespoły będą bardziej zmęczone? Rok temu nasze dziewczyny miały w nogach kilka spotkań więcej i może tego powera w decydujących chwilach zabrakło. No, ale zobaczymy. Ja jestem przekonany, że będziemy walczyli o play-off. Liczymy, że znów uda się zagrać w pierwszej rundzie.
Z optymizmem do nowych rozgrywek podchodzą też same zawodniczki. – Mogę powiedzieć, że powstaje tu zespół waleczny i ambitny. Tego nie zabraknie. Jestem bardzo pozytywnie nastawiona i wierzę, że pokażemy się z dobrej strony – twierdzi Dorota Mistygacz, która zostaje w Pszczółce na kolejny sezon.
Akademiczki wznowią treningi na początku sierpnia. Nowy sezon ruszy we wrześniu. Szczegółowy terminarz nie jest jeszcze znany.