(fot. Wojciech Szubartowski)
Czerwono-czarni swój ostatni mecz w EBL rozegrali 10 lutego, kiedy przegrali w Ostrowie Wielkopolskim. Nie oznacza to jednak, że w klubie panowała nuda. Wręcz przeciwnie, działo się bardzo dużo i to niestety nie były to zawsze przyjemne rzeczy.
Czerwono-czarni swój ostatni mecz w Energa Basket Lidze rozegrali 10 lutego, kiedy na wyjeździe przegrali z BM Stal Ostrów Wielkopolski. Nie oznacza to jednak, że w klubie panowała nuda. Wręcz przeciwnie działo się bardzo dużo i to niestety nie były to zawsze przyjemne rzeczy.
Z dobrych wiadomości, to wygląda na to, że forma graczy Startu jest całkiem przyzwoita. Pokazał to przede wszystkim turniej Suzuki Puchar Polski, w którym lublinianie byli jednym z objawień. Dotarli aż do finału i dopiero w decydującym meczu ulegli Treflowi Sopot, jednej z najsilniejszych ekip w EBL.
– Oczywiście, że czujemy niedosyt, bo do finału nie przystępuje się tylko po to, żeby go rozegrać, ale z zamiarem zwycięstwa. Przede wszystkim nie mogliśmy odpowiedzieć na fizyczność, którą zaprezentował Trefl. Ponadto było nam trudno otworzyć się w ataku i popełniliśmy za dużo strat. Myślę też, że trochę zabrakło energii, by kontynuować walkę w ostatnich czterech minutach drugiej kwarty, dlatego zgubiliśmy prowadzenie. Rywale zagrali naprawdę bardzo dobrą koszykówkę. Po pierwszej połowie mieli na swoim koncie tylko dwie straty. W dodatku karali nas w grze tyłem do kosza, zdobywając 32 punkty z pomalowanego. Trzecią kwartę zaczęliśmy dobrze, ograniczając trochę ich grę pod koszem. Natomiast zawsze jest tak, że gdy zabierze się jedno, to trzeba zaryzykować drugie. Wtedy zespół z Sopotu zaczął trafiać z dystansu i mieliśmy z tym problem. A w trakcie ostatniej partii już nam znacząco odjechali punktowo i gratuluję im wygranej – mówił po meczu klubowej stronie Artur Gronek.
Jednym z objawień finałowego turnieju był Troy Barnies. Amerykanin zarówno w półfinałowym starciu ze PGE Spójnia Stargard, jak i w finale z Treflem grał wyśmienicie i zanotował dwucyfrowe zdobycze punktowe. To wcześniej zdecydowanie nie było regułą, a w kuluarach mówiono nawet o pożegnaniu sie z Barniesem. Po turnieju pucharowym nikt już o tym nie myśli, a Barnies stał się jednym z ważniejszych graczy.
– Miałem szansę zagrać dłużej, złapać odpowiedni rytm i otworzyć się strzelecko. W trakcie mojego pobytu w lubelskim klubie jestem przewidziany do gry na pozycji numer „4” i zawsze staram się realizować boiskowe zadania jak najlepiej. Wiadomo, że głównie pełnię funkcję zmiennika dla Clevelanda Melvina, który rozgrywa bardzo dobry sezon. Chciałbym pomagać drużynie w każdym meczu, bo wiem, na co mnie stać. Trafiłem do Polskiego Cukru Startu w roli „zadaniowca” i robię wszystko, by się w niej spełniać. Najważniejsze jest dobro zespołu, a nie indywidualne występy. Musimy po prostu wygrywać – mówi klubowej stronie Troy Barnies.
Zwyżka formy Amerykanina jest związana z faktem, że poważnej kontuzji doznał Roman Szymański. Doświadczony center w meczu Suzuki Pucharu Polski z Legią Warszawa nagle upadł na parkiet i opuścił go już tylko dzięki pomocy kolegów. Diagnoza okazała się bardzo bolesne – zerwanie ścięgna Achillesa. Szymański przeszedł już operację – odbyła się ona w Łodzi pod okiem lek. med. Marka Krochmalskiego. Teraz przed lubelskim koszykarzem siedem miesięcy żmudnej rehabilitacji.
Niezależnie od tych problemów Start musi dzisiaj pokonać Eneę Zastal BC Zielona Góra. Start obecnie zajmuje 13 miejsce w lidze, ale do zakończenia sezonu ma do rozegrania jeszcze 11 spotkań. Szanse na awans do fazy play-off są jeszcze całkiem realne, ale „czerwono-czarni” nie powinni już tracić zbyt wielu punktów. Zastal to jednak bardzo wymagający przeciwnik. Liderami drużyny są Czarnogórzec Alen Hadzibegović i Przemysław Żołnierewicz. Ten drugi ostatnio dostąpił nawet zaszczytu debiutu w reprezentacji Polski. Spotkanie w hali Globus rozpocznie się o godz. 19 i będzie transmitowane na platformie internetowej Emocje.tv,