ROZMOWA Z Leszkiem Bartnickim, nowym prezesem Motoru Lublin
- Co pana skłoniło, żeby przenieść się z drużyny lidera I ligi Chojniczanki Chojnice do obecnie średniaka w III lidze?
– Na pewno nie była to łatwa decyzja. Nie można było jej podjąć w jeden dzień, czy tydzień. Musiałem rozważyć wszystkie argumenty za i przeciw. Wiadomo, że odchodząc z Chojnic rezygnowałem z walki o ekstraklasę. Nie da się ukryć, że ważny był dla mnie fakt, że w Lublinie spędziłem pierwsze 24 lata swojego życia i mam w tym mieście rodziców. Motor ma też wszelkie predyspozycje, żeby grać w znacznie wyższej klasie rozgrywkowej. Pamiętamy, że ten klub spędził dziewięć sezonów w ekstraklasie, a do tego 22 na drugim poziomie rozgrywek. Jest tutaj piękny stadion, spora grupa kibiców, wsparcie miasta i ogólnie przed klubem snują się bardzo ciekawe perspektywy.
- Nie żal było opuszczać Chojniczanki?
– Widziałem tam radość ludzi, którzy przez 10 lat od klasy okręgowej zbudowali wszystko od nowa. Teraz mogą się cieszyć z pozycji lidera na zapleczu ekstraklasy. Pomyślałem, że chciałbym przeżyć coś podobnego z klubem, z mojego miasta i wydobyć Motor z trzecioligowej szarzyzny na salony. Na pewno w Lublinie nikt nie będzie czekał aż 10 lat na grę wyżej, ale nie startujemy też tak niskiego pułapu, jak kiedyś Chojniczanka.
- Jest jeszcze bardzo wcześnie, żeby mówić o konkretach, ale od dawna spekuluje się, że w Motorze dojdzie do kolejnej zmiany trenera. Czy rzeczywiście los Jacka Magnuszewskiego jest przesądzony?
– To oczywiste, że kiedy dostawałem propozycję pokierowania Motorem miałem swoją wizję działania. Na razie mogę po-wiedzieć, że spotkam się ze sztabem szkoleniowym, zawodnikami, będę także rozmawiał z byłym prezesem Waldemarem Leszczem. Wszystkim się to należy, nie tylko ze względu na szacunek, ale i na to, że pracowali dla tego klubu. Chciałbym poznać opinię trenera Magnuszewskiego na temat tego co działo się w rundzie jesiennej i dlaczego wynik jest taki, a nie inny. Swoją drogą, to ciekawe, jak układają się losy ludzi. Wiele lat temu sędziowałem mecze trenerowi Magnuszewskiemu, kiedy prowadził Orły Kazimierz.
- Co możemy w tym momencie powiedzieć na temat zmian w kadrze zespołu?
– Na pewno nie należy się spodziewać, że w Lublinie pojawi się autobus nowych piłkarzy, raczej samochód osobowy. Nie byłoby mnie jednak w Motorze, gdyby wyniki były dobre. Wszyscy spodziewali się czegoś zupełnie innego. Dlatego zmiany będą. Chciałbym jednak przede wszystkim podnieść jakość kadry kosztem jej liczebności. Pamiętajmy jednak, że większość piłkarzy ma ważne kontrakty. Poza tym uważam, że wielu z obecnych zawodników ma umiejętności, które wiosną trzeba tylko z nich wydobyć.
- Czy Motor będzie stawiał na zawodników z województwa lubelskiego?
– Chciałbym, żeby wzmocnili nas gracze o odpowiedniej jakości, występujący w wyższych ligach i tacy, którzy nie przyjadą do nas za karę. Oczywiście najlepiej byłoby, żeby jak największa grupa tych piłkarzy była związana z Lubelszczyzną, takich także mam na oku.
- Rundę wiosenną trzeba już spisać na straty, czy możecie jeszcze powalczyć o czołowe lokaty?
– Umiem liczyć do dziewięciu i do 13 także. Wiem, którą pozycję w tabeli zajmujemy i ile mamy punktów straty do lidera. Chcemy na wiosnę rozdawać karty w naszej lidze, ale trzeba pamiętać, że nawet, jeżeli wygramy większość spotkań to i tak może nam to nie wystarczyć do zajęcia pierwszego miejsca. Nie ma jednak szans, żebym powiedział, że najbliższą rundę poświęcamy kosztem wyników tylko na budowę nowej drużyny. Kibice zasługują na to, by oglądać już wiosną dobrze grający Motor. Dopóki mamy szansę, to trzeba walczyć. Naszym celem będzie też zdobycie Pucharu Polski na szczeblu województwa.
- Kiedy będzie się pan spotykał z zawodnikami i trenerami?
– Czas nagli, więc chciałbym z nimi porozmawiać między świętami, a Nowym Rokiem. O pierwszych decyzjach poinformujemy wszystkich w styczniu.