Rozmowa z Sergi Samperem, piłkarzem Motoru Lublin
- Jak oceniasz ostatnie spotkanie z Lechem Poznań? Prowadziliście 2:0, ale ostatecznie musieliście się zadowolić remisem...
– Dla mnie to bardzo dobry wynik. Oczywiście, jak prowadzisz dwoma bramkami, to spodziewasz się, że będziesz w stanie wygrać. Wiadomo jednak, że Lech ma mnóstwo jakości. Przekonaliśmy się o tym, chociażby przy okazji pierwszego gola dla rywali. Uważam, że w tej sytuacji broniliśmy dobrze, ale i tak Luis Palma zdołał skierować piłkę do siatki. Mieli w tej sytuacji trochę szczęścia, ale naprawdę w Lechu nie brakuje dobrych zawodników. Podsumowując, dla mnie to dobry wynik, ale trzeba teraz pójść za ciosem i wygrać u siebie z Wisłą Płock, żeby potwierdzić dobrą formę.
- Właśnie, ostatnie dobre wyniki pojawiły się, kiedy do podstawowego składu wrócił Sergi Samper. Czy to przypadek?
– Oczywiście, że to przypadek. Czekałem na swoją szansę długi czas, w końcu się pojawiła i po prostu, jak zawsze staram się robić swoją robotę najlepiej, jak potrafię.
- Ciężko było oglądać mecze z ławki rezerwowych?
– Każdy piłkarz chce grać. Ja tak samo. Dlatego zostałem w Motorze. Rozumiem jednak sytuację w drużynie, czekałem na swój moment i cieszę się, że nadszedł.
- Jakub Łabojko to twój główny rywal w walce o skład. Najpierw grałeś ty, potem Kuba wskoczył do składu na długi czas, a teraz wydaje się, że to ty ponownie wygrałeś rywalizację...
– Właśnie tak to wygląda, że walczymy o jedno miejsce, ale taka rywalizacja jest w każdej drużynie, to całkowicie normalna sprawa. Uważam, że Kuba to naprawdę świetny zawodnik. Mamy dobre relacje i szkoda, że gramy na zmianę, wydaje mi się, że moglibyśmy być na boisku jednocześnie.
- To właśnie było moje kolejne pytanie: czy możecie zagrać razem?
– Myślę, że tak. Na razie trener podejmuje inne decyzje, ale zobaczymy, co będzie dalej.
- Przed wami domowy mecz z Wisłą Płock. Czego się spodziewasz po tym rywalu?
– Przede wszystkim to bardzo dobra drużyna. Wyróżniają się głównie w defensywie. To jak bronią jest niesamowite. Nie zostawiają zbyt wiele miejsca między liniami. Gramy jednak u siebie i na pewno będziemy się starali znaleźć na nich sposób i po prostu wygrać.
- Wisła nie przegrała od pięciu kolejek, a po ostatnim zwycięstwie nad Pogonią Szczecin wskoczyła na drugie miejsce w tabeli. Tak się jednak składa, że wcześniej w tym sezonie byliście w stanie pokonać aktualnego lidera – Górnika i do tego w Zabrzu...
– Dlatego uważam, że jesteśmy w stanie wygrać także w sobotę. Będziemy mieli swój plan na to spotkanie i liczymy, że rozegramy kolejne dobre zawody oraz że trzy punkty zostaną w Lublinie.
- W Wiśle jest kilku hiszpańskich zawodników. Miałeś z nimi jakiś kontakt przed meczem?
– Akurat z nimi graliśmy jeden sparing podczas okresu przygotowawczego i rzeczywiście, trochę rozmawiałem z Danim Pacheco i Ibanem Salvadorem. Wiadomo, że Iban na boisku nogi nie odstawia, ale to naprawdę miły gość. Zresztą, Dani tak samo.
- Jak myślisz, na co w ogóle w tym sezonie stać Motor, jeżeli chodzi o pozycję w tabeli?
– Może się wydawać, że to nierealne, żeby w tym momencie mówić o pierwszej siódemce. Mam jednak duże zaufanie do chłopaków i wierzę w tę drużynę. Bardzo chciałbym zakończyć ten sezon przynajmniej na tym samym miejscu, co ostatni.
- Jedna ze starych, piłkarskich prawd mówi o dużo trudniejszym, drugim sezonie. Zgadzasz się z tym?
– Zdecydowanie. Myślę, że drużyny po prostu lepiej cię poznają, darzą cię większym szacunkiem i wiedzą już, czego się po tobie spodziewać. Kiedy wywalczysz awans ligę wyżej, to zawsze jesteś w jakimś stopniu małą niewiadomą dla rywali, nikt niczego wielkiego od ciebie nie wymaga i nie spodziewa się, że możesz sprawić niespodziankę. To zresztą zdarzyło się wiele razy w mojej karierze, że ten drugi sezon rzeczywiście jest znacznie trudniejszy.
- Mieliście mały kryzys i w pewnym momencie zaliczyliście serię sześciu meczów bez zwycięstwa. Z czego to wynikało?
– Czasami mieliśmy po prosto pecha. Traciliśmy bramki w końcówkach meczów, jak z Zagłębiem, Termaliką czy nawet z Radomiakiem. W wielu spotkaniach, w których prowadziliśmy nie potrafiliśmy dowieźć korzystnego wyniku do końca. Albo remisowaliśmy, albo przegrywaliśmy. Pech to jedno, były też te czerwone kartki z Katowicami czy Piastem, a to na pewno nam nie pomogło. Było też trochę małych rzeczy, ale teraz wydaje mi się, że już z tego wyszliśmy i jesteśmy na dobrej drodze. Mam nadzieję, że pokażemy to znowu w sobotę.
- Sprawdziłem twoje statystyki na portalu Transfermarkt.de. Według nich w piłce klubowej rozegrałeś do tej pory 306 meczów. Zdobyłeś w nich... dwie bramki. Pamiętasz te gole?
– Prawdziwe szaleństwo (śmiech). Jedną na pewno strzeliłem podczas gry w Japonii, ale drugiej za nic nie mogę sobie przypomnieć.
- To było niemal dwa lata temu, kiedy byłeś piłkarzem FC Andorra...
– A tak, rzeczywiście, już sobie przypominam, strzeliłem głową. W takim razie muszę zacząć poprawiać te statystyki już w sobotę. Mam nadzieję, że przeciwko Wiśle uda mi się trafić do siatki i zaliczyć debiutanckie trafienie w barwach Motoru (śmiech).
