Rozmowa z Maciejem Szmatiukiem, obrońcą Górnika Łęczna
- Przede wszystkim jak z pana zdrowiem?
– Powolutku jest coraz lepiej. Od operacji minęły trzy miesiące. Obecnie codziennie ćwiczę po parę godzin, by wrócić na boisko. Są postępy i efekty tych żmudnych starań, ale niestety po zerwaniu więzadeł nie da się wrócić do pełni sprawności w tydzień czy dwa.
- Jakie są rokowania?
– Zazwyczaj taki uraz wiąże się z około półroczną pauzą. Są tacy, którzy wracają do treningów po czterech miesiącach lub troszkę później. Jednak odbudowa i regeneracja organizmu powinna potrwać plus minus sześć miesięcy.
- Rehabilitacja odbywa się u Łukasza Ćwika?
– Tak. Jednak to nie ma nic wspólnego z rehabilitacją typu „leżymy sobie i się bawimy”, tylko jest to po parę godzin męczenia się dziennie. Aktualnie najwięcej czasu spędzam na rowerku, bieżni i siłowni oraz na sali rehabilitacyjnej. Wykonuję dziennie po trzysta przysiadów z obciążeniem i różne podobne ćwiczenia. Przyjemnie nie jest, ale to jedyny sposób, by wrócić do pełnej sprawności.
- Celem jest pojawienie się na boisku jeszcze w trakcie rundy jesiennej?
– Być może pod koniec września uda się wznowić treningi. Przy dobrych wiatrach w październiku będzie można myśleć nawet o tym, żeby grać.
- Kontrakt z Górnikiem został przedłużony?
– Na razie w klubie były ważniejsze sprawy. Nie było trenera, brakuje zawodników, a liga coraz bliżej. Wiadomo, że obecnie najpilniejsze jest to, by zakontraktować piłkarzy, którzy od razu mogą wybiec na boisko. Mimo wszystko, liczę na to, że uda nam się porozumieć i zostanę w Górniku.
- Myślał pan o zmianie klubu?
– Nie. Zdecydowałem, że zostaję w Łęcznej żeby pomóc tej drużynie. Spędziłem tutaj cztery lata i nie ma co ukrywać – zżyłem się z Lubelszczyzną. Nie chcę stąd uciekać.