Wielkie emocje na Arenie Lublin. Motor zremisował jednak z Unią Tarnów 4:4. Wynik może cieszyć wyłącznie gości. Jak obie strony oceniają sobotnie spotkanie?
Dawid Sojda (Unia Tarnów)
– Wiedzieliśmy, z kim gramy. Motor zarówno jako drużyna, jak i indywidualnie jest bardzo mocny. Wiedzieliśmy, czego się spodziewać po gospodarzach. Czasami jednak jest tak, że im bardziej nastawiasz się na konkretnego przeciwnika, tym gorzej to wychodzi. Mieliśmy inny plan na ten mecz, bo liczyliśmy, że to my pierwsi zdobędziemy bramkę. Plany trzeba jednak zmieniać. Można powiedzieć, że kluczowym momentem była sytuacja z nieuznaną bramką dla Motoru. Przy wyniku 0:3 trudno byłoby nam się już pozbierać. Zamiast tego niedługo później złapaliśmy kontakt, a po prezencie od gospodarzy zrobiło się 2:2. Ten mecz mógł się różnie potoczyć, ale mamy jeden punkt. Z jednej strony jest niedosyt, bo nawet prowadziliśmy. Z drugiej szczęście też nam sprzyjało. To też dla nas ważny punkt w kontekście walki o utrzymanie. Te najważniejsze spotkania z bezpośrednimi rywalami dopiero jednak przed nami.
Marcin Burkhardt (Motor Lublin)
– Co mam powiedzieć? Jesteśmy frajerami. Tylko tak można to nazwać. Nie wiem, co jeszcze musimy zrobić. Myślałem, że najgorsze mamy już za sobą. A przeciwko Unii zagraliśmy, jak śpiące panienki. Brak mi słów po tym co się stało. Nie chcę przeklinać, bo pewnie dzieci też będą to czytać. Trudno jest się pogodzić z tym wynikiem.
Daniel Bartkowski (trener Unii Tarnów)
– Gratuluję mojemu zespołowi postawy w spotkaniu z Motorem. Wykonali kawał dobrej roboty. Szukając inspiracji przed tym spotkaniem mówiłem chłopakom, że możemy wziąć przykład z niedawnych meczów Ligi Mistrzów. Juventus i AS Roma dały przykład, że w bardzo trudnych meczach potrafili wyciągnąć świetne wyniki. Tego chcieliśmy się zatrzymać. Przed tymi zawodami mieliśmy olbrzymie kłopoty w defensywie, ale nasi młodzi zawodnicy robili co mogli, żeby powstrzymać Motor. Trudno mówić, że to się udało skoro straciliśmy cztery bramki. Stworzyliśmy świetne widowisko. W każdym meczu musimy ciułać punkty i nie inaczej było w Lublinie. Na koniec chciałem jeszcze pozdrowić naszych kibiców, którzy praktycznie olewają nas w każdym meczu. To było nasze czwarte spotkanie, a w zasadzie nie mieliśmy od nich żadnej pomocy. Mimo to walczymy bardzo młodym zespołem o utrzymanie i ta pomoc bardzo by się nam przydała. Oni mają nas jednak głęboko gdzieś.
Marcin Sasal (trener Motoru Lublin)
– Już mecz w Krośnie pokazał, że nikt nie odpuści i że nie będzie łatwo. Przez cały tydzień robiliśmy wszystko, żeby to zrozumieć. Nie można chłopakom odmówić walki, bo stworzyliśmy sobie sporo sytuacji. Mieliśmy poprzeczki i wiele innych okazji. Myślę, że więcej niż Unia. Rywale grali jednak bardzo ambitnie i wykorzystywała nasze indywidualne błędy, których znowu było bardzo dużo. Odkąd pracuję w Motorze cały czas mówiłem o presji. Powtarzałem, że będzie nam towarzyszyła w każdym meczu. Zespoły, które do nas przyjadą będą miały łatwiej. Mogą do nas przyjechać i pomyśleć, że pokażą się z dobrej strony, ale jak przegrają, to nic się nie stanie. Wracając do meczu można powiedzieć, że dobrze się on dla nas ułożył. Nawet mimo po raz kolejny niewykorzystanego karnego prowadziliśmy 2:0. I można było pomyśleć, że ten mecz wygramy wysoko. Tak się nie stało. Do przerwy był remis 2:2 znowu po błędach i do końca spotkanie było otwarte. Na 3:4 straciliśmy kuriozalnego gola. W końcówce pokazaliśmy, że chcemy walczyć o awans, ale i że presja nam przeszkadza. Mogliśmy zmniejszyć przewagę do lidera, ale wynik nie jest dobry. Trzeba walczyć dalej, a do końca jest wiele meczów. Wielu zawodników dało sygnał, że chcą walczyć i to nie jest prawda, że ktokolwiek odpuszcza. Ja jestem tutaj, żeby walczyć o awans. Dopóki będę mógł, to będę to robił.