Górnik Łęczna poległ w Kielcach i oddalił się od grupy mistrzowskiej. To była jego dziesiąta przegrana w sezonie
Jurij Szatałow przemeblował swój zespół, ale część decyzji była wymuszona. Przede wszystkim za kartki musieli pauzować obaj środkowi obrońcy – Tomislav Bożić i Lukas Bielak. W tej sytuacji na swoją nominalną pozycję cofnięty został Maciej Szmatiuk i po raz pierwszy w tym roku na boisku pojawił się Marcin Kalkowski. Do wyjściowej jedenastki wrócił też Filip Burkhardt, a w ataku wystawiony został Shpetim Hasani. Z kolei Fedor Cernych przesunięty został na lewą stronę, więc na ławce rezerwowych musiał usiąść Miroslav Bożok.
Spotkanie było szalenie ważne dla obu zespołów, wciąż mających realne szanse na zakwalifikowanie się do górnej ósemki. Niewielkie różnice w tabeli powodują, że jedna wpadka może mieć poważne konsekwencje, a jedno zwycięstwo olbrzymie efekty.
Początek spotkania był rozpoznaniem sił, aż wreszcie w 12 min groźną okazję wypracowali sobie gospodarze. Piłkę z boku dośrodkował Jacek Kiełb, ale Luis Carlos, który wyskoczył najwyżej, nie widział chyba jak zakończyć akcję. Potem jeszcze Kiełb ładnie kopnął z rzutu wolnego i bliski powodzenia był Rafael Porcellis, po prostej stracie w środku pola.
Górnik długo rozgrywał piłkę na własnej połowie, próbując wciągnąć rywali, a kiedy tylko nadarzała się okazja w dobrym tempie przechodził do ofensywy. Niestety przez trzy kwadranse nie potrafił wypracować sobie klarownej sytuacji i zakończyć jej celnym strzałem. Podobnie jak Korona. – Oba zespoły czują do siebie respekt, dlatego nikt nie chce się otworzyć. Końcówka pierwszej połowy okazała się bardziej emocjonująca. Były dwie akcje cios za cios. Ponieważ jeden gol może ustawić mecz, dlatego nie możemy odkryć się i ruszyć na wariata, bo wiemy, że Korona jest groźna w kontrataku – powiedział w przerwie Tomasz Nowak, kiedyś grający w Kielcach.
Druga część była lepsza, ale przede wszystkim dla gospodarzy. Dwa razy niebezpiecznie zrobiło się po akcjach Korony, ale w 51 min ładnym uderzeniem z powietrza popisał się też Nowak , w dodatku w światło bramki! Miejscowi pierwszy celny strzał oddali w 66 min i od razu zatrzymał się siatce. Kiełb przeprowadził indywidualny atak i pięknie przymierzył z dystansu. Sergiusz Prusak nawet nie drgnął. Pięć minut potem było już po sprawie, bo po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Kiełba futbolówkę wpakował z bliska do bramki Kamil Sylwestrzak. To były jedyne cele strzały Korony w ciągu 90 minut – sto procent skuteczności!
Górnik też miał swoje szanse, po efektownych próbach Burkhardta i Bożoka, lecz Vytautas Cerniauskas zachował czyste konto. Jakby tego było mało, „zielono-czarni” kończyli spotkanie w osłabieniu, bo dwie żółte kartki zobaczył Kalkowski. – Boisko było ciężkie i śliskie. Poślizgnąłem się razem z zawodnikiem gospodarzy i tak to się skończyło. Korona grała od nas lepiej. Długie piłki nie przynosiły korzyści, a nie potrafiliśmy wymienić kilku podań – skomentował popularny „Kala”.
Korona Kielce – Górnik Łęczna 2:0 (0:0)
BRAMKI
1:0 – Jacek Kiełb (66), 2:0 – Kamil Sylwestrzak (71).
SKŁADY
Korona: Cerniauskas – Malarczyk, Dejmek, Sylwestrzak, Leandro – Kiełb (86 Pyłypczuk), Jovanović, Fertovs, Kapo, Luis Carlos – Porcellis (89 Trytko).
Górnik: Prusak – Mierzejewski, Kalkowski, Szmatiuk, Mraz – Bonin, Nikitović (72 Rudik), Nowak, Burkhardt (82 Sasin), Cernych – Hasani (57 Bożok).
Żółte kartki: Sylwestrzak – Kalkowski. Czerwona kartka: Marcin Kalkowski (79 min, za drugą żółtą).
Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów: 5 878.