Rozmowa z Piotrem Masłowskim, reprezentantem Polski oraz brązowym medalistą mistrzostw świata
– W żaden sposób nie czuję się mniej wartościowym reprezentantem. W podobnej sytuacji był bramkarz Marcin Wichary z Płocka. Wyjazd na MŚ, przebywanie najpierw w szerokiej 18-osobowej kadrze, następnie wskoczenie do meczowej 16-tki było dla mnie ciekawym przeżyciem i wartościowym doświadczeniem. Poczułem atmosferę mistrzostw, poznałem całą otoczkę najważniejszej światowej imprezy w piłce ręcznej. Jestem o to bogatszy. Mam pewność, że to co przeżyłem przez miesiąc z reprezentacją, również w Katarze, zaprocentuje w mojej dalszej pracy.
• W prognozach przed MŚ mówiło się o grze w 1/8 finału. Marzeniem był już ćwierćfinał. Tymczasem Polska wróciła z medalem. To ogromny sukces?
– Mało kto wierzył, że uda nam się powalczyć o medal. Tym bardziej, że od razu nie graliśmy dobrze. Zaczęliśmy bardzo słabo z Niemcami, co było potwierdzeniem sceptycznych opinii. Wiedzieliśmy jednak, że jesteśmy dobrze przygotowani do rywalizacji w mistrzostwach. Z każdym kolejnym spotkaniem rozkręcaliśmy się. Pojawiły się dreszczowce w naszym wykonaniu. Po ograniu Szwecji naprawdę uwierzyliśmy w swoje umiejętności i ogromne możliwości. Potem przyszło zwycięstwo z Chorwacją i nieszczęsny półfinał z Katarem. Bardzo szybko wymazaliśmy z pamięci ten mecz i podeszliśmy z pełnym zaangażowaniem do ostatniej szansy medalowej. Zdetronizowaliśmy mistrzów świata Hiszpanów i udowodniliśmy, że zasłużyliśmy na medal.
• Po kilkunastu dniach od potyczki z Katarem myśli pan, że mogliście wyjść zwycięsko z półfinałowej rywalizacji?
– Ten mecz był do wygrania. Przez 40 minut pokazywaliśmy to na parkiecie. Nie będę odosobniony w swojej opinii: nie można wygrać meczu grając w siedmiu na dziewięciu. Każdy kto widział to spotkanie, wie jak pracowali sędziowie z Serbii.
• Głośnym echem odbiła się sprawa tzw. sportowych paszportów w ekipie gospodarzy…
– Nie mogę zrozumieć sportowca, który zmienia swoje obywatelstwo. To po prostu jest chore. Czegoś takiego, ani ja, ani moi koledzy z reprezentacji by nie zrobili. Wielokrotnie dyskutowaliśmy z chłopakami na ten temat. Wiadomo, że w tej sprawie decydowały pieniądze. Każdy zawodnik powinien zastanowić się co jest dla niego najważniejsze. Poza tym, wszystkie inne sprawy zostały przez gospodarzy dopięte na ostatni guzik. Organizacja mistrzostw była perfekcyjna.
• Po tym, co zrobiliście jesteście bohaterami narodowymi. Nie męczy pana ta popularność?
– To fajne i przyjemne, że ktoś podejdzie na ulicy, czy w sklepie, pogratuluje, poklepie po ramieniu. To nie męczy. Odczuwam jednak zmęczenie, gdyż od dwóch miesięcy solidnie trenowaliśmy z reprezentacją. Medal dedykuję wszystkim kibicom, którzy w nas wierzyli.
• Powrót na ligowe boiska wam się nie udał. Doznaliście wysokiej porażki 22:37 z Orlenem Wisłą Płock…
– Po 20 minutach stanęliśmy. Nie wychodziła nam gra w ataku, nie broniliśmy. Tak doświadczony zespół, jak wicemistrz Polski szybko to wykorzystał. Nie stanowiliśmy zespołu, graliśmy zbyt indywidualnie. Nasza postawa w niczym nie przypominała gry w piłkę ręczną.
• W takiej dyspozycji ciężko wam będzie zdobywać, tak bardzo potrzebne, punkty?
– Musimy koncentrować się na tym, co robimy. Chcemy awansować do play-off i przede wszystkim powinniśmy liczyć na siebie. Potrzebujemy zgrania. W spotkaniu z Orlenem pojawili się już nowi zawodnicy: rozgrywający Hrvoje Tojcić i obrotowy Aleksander Titow. Obaj potrzebują zrozumienia naszych zagrywek. Z czasem powinni wdrożyć się do drużyny.
• Aby myśleć o dotarciu do strefy medalowej powinniście zająć co najmniej szóste miejsce, wówczas unikniecie w ćwierćfinale faworytów Vive Turonu Kielce i Orlen Wisły Płock…
– Trzeba będzie nie tylko wygrywać, ale również liczyć na korzystne wyniki przeciwników. Jeśli gdzieś pojawią się wpadki, los może nas skojarzyć z potentatami. A wówczas walka o medale będzie już tylko marzeniem.