Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Był pan faulowany w drugiej połowie meczu z Górnikiem?
- Zdecydowanie tak. Nie wiem tylko, czy przewinienie było w polu karnym, czy tuż przed nim. Jednak obrońca Górnika ewidentnie mnie zahaczył. Ja na pewno nie symulowałem. Sędzia niestety podjął inną decyzję. Tak to jest, że arbitrzy nie wszystko widzą dokładnie.
Mogliście jednak rozstrzygnąć losy meczu, jeszcze przed tą kontrowersyjną decyzją arbitra?
- Tak, zwłaszcza w pierwszej połowie mieliśmy kilka dobrych okazji. Ja mogłem pokusić się o gola jeszcze przy stanie 0:0, a później Marcin Syroka przy stanie 1:0 był sam na sam z bramkarzem Górnika. Myślę, że gdybyśmy prowadzili do przerwy przynajmniej dwoma bramkami, to byłoby dużo spokojniej. Stało się niestety inaczej. W ostatnim kwadransie straciliśmy najpierw bramkę z rzutu wolnego, po cwaniackim strzale, a potem Łęczna dobiła nas w końcówce.
W drugiej połowie też miał pan świetną sytuację. Po minięciu bramkarza mógł pan pokusić się o strzał...
- Rzeczywiście, objechałem już golkipera Łęcznej, ale stwierdziłem, że kąt jest zbyt ostry, więc zdecydowałem się na wycofanie piłki do kolegów. Niestety, nic z tego nie wyszło i cała akcja spaliła na panewce.
Jest pan zadowolony ze swojego występu?
- Gdybyśmy wygrali, a ja strzeliłbym przynajmniej jednego, gola oceniałbym się wysoko. My jednak, zamiast tego, straciliśmy w końcówce dwie bramki. Mogłem zachować się lepiej w kilku sytuacjach i w związku z tym nie uważam tego meczu za specjalnie udany.
W pierwszej połowie szło wam bardzo dobrze, co się stało po zmianie stron?
- Zobaczymy, co powie trener w szatni i jakie wytknie nam błędy. Uważam jednak, że gdybyśmy utrzymali wynik 1:0 lub strzelili do siatki po jednej z kontr w drugiej, pytania byłyby zupełnie inne.
