W ostatniej kolejce serii zasadniczej Avia Świdnik przegrała 2:3 w Jaworznie z miejscowym MCKIS Energetykiem.
Przed wyprawą na Śląsk Avia była trzecia w tabeli. By myśleć o roli gospodarza pierwszej rundy play-off świdniczanie musieli zainkasować trzy punkty i liczyć na potknięcie Siatkarza w Będzinie. Tak się nie stało i to gracze trenera Damiana Dacewicza będą gospodarzem pierwszych spotkań półfinałowych o PlusLigę.
- Realnie patrząc zakładaliśmy, że Siatkarz powinien sobie poradzić z Będzinem - przekonuje rozgrywający Avii Przemysław Golec. - Chcieliśmy jednak wygrać w Jaworznie, by w lepszych nastrojach przystąpić do decydującej batalii.
Już pierwszy set nie ukłożył się po myśli gości. Gospodarze odskoczyli na kilka punktów, a przyjezdni mieli problemy ze zmniejszeniem strat. Nie bardzo wychodziły też ataki, szczególnie ze skrzydła. Z drugiej strony bardzo dobrze w bloku prezentowali się Ślązacy.
Trochę urozmaicenia przyniosła zmiana na pozycji rozgrywającego. Macieja Gorzkiewicza zastąpił Przemysław Golec, były zawodnik Jaworzna. - Przemek wniósł trochę ożywienia w nasze poczynania - mówi o koledze środkowy Marcin Malicki. - Zaczął częściej rozgrywać piłki na środek, ja i Michał Baranowski mieliśmy okazję punktować.
Po przegranej w pierwszej partii, dwie kolejne były już pod dyktando przyjezdnych. Na początku czwartej jednak "zeszło powietrze” ze świdniczan. - Może dlatego, że docierały do nas z trybun głosy o prowadzeniu Siatkarza 2:1 - tłumaczy Mariusz Kowalski, libero Avii. - Szansa na zajęcie drugiego miejsca wymykała nam się bezpowrotnie.
Porażka w czwartym secie nie była bez znaczenia dla tie-braeka. W nim bardzo szybko na tablicy pojawił się wynik 8:1 dla gospodarzy. - Straciliśmy aż siedem punktów w jednym ustawieniu - dodaje Malicki. Takiej straty Avii nie udało się już odrobić.
MCKiS Energetyk Jaworzno - Avia Świdnik 3:2 (25:19, 21:25, 23:25, 25:20, 15:6)
Jaworzno: Antosik, Kamuda, Skrzypiński, Wilk, Szopa, Kaźmierski, Kostecki (libero) oraz Nowak, Deszcz.
Sędziowali: Andrzej Łukowicz, Andrzej Salamonik.