ROZMOWA ze Sławomirem Czarneckim, trenerem siatkarzy LKPS Pszczółki Lublin, beniaminka II ligi
- Po wygranej 3:2 z Avią Świdnik, przez najbliższe prawie trzy miesiące, czyli do rewanżu w Świdniku to pańska drużyna rządzi na Lubelszczyźnie?
– I jest to bardzo przyjemne. Od wielu lat Świdnik wygrywał z Lublinem. Teraz historia się odwróciła. Zrobimy wszystko, aby w rewanżu również być górą.
- Przed meczem w Sędziszowie mówił pan o wygranych w dwóch ostatnich spotkaniach pierwszej rundy, czyli na wyjeździe z PZL i w Lublinie w derbach Avią. Dotrzymał pan słowa?
– Nie byłoby dwóch zwycięstw, gdyby nie moi zawodnicy, którzy wykonali założenia trenera. Punkty na parkiecie zdobywają konkretni gracze, a nie szkoleniowiec. Dlatego im również należą się gratulacje i podziękowania. Zrobiliśmy, co było można, aby nasz dorobek został powiększony.
- Po dziewięciu rozegranych kolejkach macie na koncie 15 punktów i plasujecie się w środku stawki, na szóstym miejscu. Jak na beniaminka to chyba dobry wynik?
– Przed sezonem nakreśliliśmy sobie konkretny cel. Jest nim spokojne utrzymanie. Przychodząc do LKPS na stanowisko trenera zupełnie nie znałem zespołu. Znaliśmy się tylko z dwoma zawodnikami. To gracze z rocznika 1992, których prowadziłem kiedyś w Avii: rozgrywający Michał Antoszak i środkowy Łukasz Wróbel. W szóstce z poprzedniego sezonu pozostali jedynie Wojciech Gajosz i Wojciech Kasiura. Zaczynałem z zupełnie nowym składem. Uznaliśmy, że 15 punktów powinno dać utrzymanie. Okazało się, że taki dorobek udało nam się zgromadzić już na półmetku rozgrywek. To bardzo dobre osiągnięcie.
- Do lidera TSV Sanok tracicie już 11 punktów, ale do zajmujących drugie miejsce Karpat Krosno zaledwie cztery. Zamierzacie włączyć się do walki o miejsce w pierwszej czwórce grupy szóstej II ligi?
– Drużyna z Sanoka, w której grają zawodnicy, nawet z przeszłością w PlusLidze, jak choćby Tomasz Józefacki, jest poza zasięgiem pozostałych ekip. Jesteśmy zespołem półamatorskim, zawodnicy za grę nie otrzymują wynagrodzenia. Po cichu jednak liczymy na wejście do pierwszej czwórki. Jeśli udałoby się tego dokonać byłyby to nasz, jak na beniaminka, spory sukces.
- Co pan powie o lokalnym rywalu świdnickiej Avii?
– Klub ze Świdnika ma swoje problemy i nie jest to nowa sprawa. Już kilka lat temu, kiedy jeszcze byliśmy świadkami pierwszego spadku do II ligi, poprzez szybki awans w prawie niezmienionym składzie, aż po ponowną degradację, sytuacja nie wyglądała najlepiej. Mam na myśli sprawy organizacyjno-kadrowe. Dobrze, że udało imię wystartować w obecnym sezonie. Najważniejszym zadaniem drużyny, którą kiedyś trenowałem i przez dziewięć lat w niej grałem, jest utrzymanie. Życzę tego Avii z całego serca. Dobrze byłoby, aby w jednej lidze grały dwa zespoły z regionu. Zawsze to będzie z kim zagrać mecze kontrolne, czy powalczyć w spotkaniach derbowych.